O odrodzeniu kina tureckiego mówi się od kilku lat. Wywołała je grupa reżyserów, debiutujących w latach 90. XX wieku, takich jak Nuri Bilge Ceylan, wspomniany Demirkubuz, Reha Erdem, Derviş Zaim, Semih Kaplanoglu czy Yeşim Ustaoglu.Nazwano ich turecką Nową Falą. To osobne twórcze indywidualności, działające poza głównym systemem produkcyjnym Republiki Tureckiej, reprezentowanym przez stambulskie wytwórnie Yeşilçam.
Postawili na kino niezależne, niskobudżetowe, będące wypowiedzią autorską i dotykające spraw, do których tureccy filmowcy odnosili się dotychczas niechętnie.Silne rozwarstwienie społeczne, dolegliwości codziennego życia, różne oblicza tożsamości narodowej Turków, to najczęstsze motywy kina tureckiego.
Filmy powstałe w ciągu ostatnich 20 lat rzadko w bezpośredni sposób odnoszą się do sytuacji politycznej kraju i nie angażują się w powierzchowne publicystyczne polemiki.
Wyróżnikiem nowego nurtu stała się także niezwykła forma. Cechy, które narzucają się najsilniej, to poetyckość i minimalizm: spowolniona narracja, kontemplacja pejzażu, kreacyjne światło, dźwięk i montaż oraz zredukowane dialogi.
Na zdjęciu: Kadr z filmu “Miód” Semiha Kaplanoglu, nagrodzonego w tym roku Złotym Niedźwiedziem w Berlinie.
Autor: źródło informacji: INTERIA.PL