Jak wyjaśnił, w naszych warunkach geologicznych obszary wsiąkania zaczynają się w dużej mierze na terenach nizinnych. Jednak nie wszędzie, bo tam gdzie mamy płaty lessowe gleba jest słabo nasiąkliwa.
Rozmówca PAP zaznaczył, że w Sudetach rzeki muszą przebijać się przez masyw granitowy karkonoski i przez zwięzłe skały metamorficzne. “Tam raczej nie możemy spodziewać się zbyt dużej porowatości górotworu” – wyjaśnił doc. Nawrocki.
“W Karpatach mamy mieszaninę skał porowatych, ale też ilastych – nieprzepuszczających wody. Ten górotwór również nie sprzyja wchłanianiu wody, dlatego tyle ile wpadnie jej do rzeki, tyle musi spłynąć korytem” – powiedział dyrektor PIG.
Inaczej sytuacja wygląda na Mazowszu, dla którego charakterystyczne są tereny piaszczyste i żwirowate. Mają one dużą “wsiąkliwość” i mogą wchłonąć znaczną część wody.
Ciekawym przykładem są okolice Sandomierza. “Utwory lessowe – takie jak pod Sandomierzem – też są mało porowate i mało nasiąkliwe. Nie spodziewamy się znaczącej nasiąkliwości właśnie na terenach, które w tym roku nawiedziła powódź” – podkreślił Nawrocki. Są to tereny między Kazimierzem a Sandomierzem, zwłaszcza po stronie wschodniej, gdzie wyspa lessowa dochodzi do Wisły.
Jeszcze inaczej wygląda sytuacja w województwie świętokrzyskim. Ekspert PIG wyjaśnia, że ten region charakteryzują góry spękane, dosyć luźne, a w wyższych częściach pozbawione wody. “Pod wierzchnią warstwą gleby spotykamy tam spękane wapienie i piaskowce. Niewątpliwie wsiąkanie na tym obszarze jest znacznie większe” – opisał dyr. Nawrocki.
Jednocześnie – jak podkreślił rozmówca PAP – w północnej części Gór Świętokrzyskich występują skały ilaste i akurat tam nie ma dużej absorpcji wody. Przypomniał, że na tym obszarze znajduje się zbiornik Wióry, który w 2001 roku uległ uszkodzeniu, właśnie w wyniku powodzi spowodowanej ulewnymi deszczami.
Nawrocki zaznaczył, że dotkliwe powodzie na południu kraju mogą wiązać się jednak nie tylko z rodzajem podłoża. “Na nizinach mamy obszerne tarasy zalewowe, takie jak pod Warszawą czy Płockiem, gdzie po nadejściu fali obszar zalewania jest dosyć rozległy. W górach tarasy zalewowe są głęboko wcięte, ale nie są tak rozległe” – tłumaczy specjalista.
Czy geolodzy mogą zrobić coś dla poprawienia chłonności gleb? “Gdybyśmy nawet chcieli zapewnić odpowiednie parametry filtracji gleby, to nie mamy na to szans. Stworzenie sztucznej porowatości jest możliwe w przypadku skał zwięzłych i twardych. Jednak w przypadku skał niezwięzłych jest to bardzo trudne” – wyjaśnił dyrektor PIG.
Jak powiedział, skały magmowe można np. próbować szczelinować, ale jest to bardzo kosztowny proces. W dodatku choć wzrośnie ich chłonność, to ulegną zniszczeniu jako potencjalny surowiec. Dlatego – zdaniem naukowca – prostsza i bardziej racjonalna jest zmiana planów zagospodarowania przestrzennego.
“Bardzo ważne jest modelowanie zlewni i morfologii terenu. Nie może być tak, że ludność nie wie (…) czy, przy najbardziej pesymistycznym modelu, jest zagrożona powodzią, czy nie” – powiedział rozmówca PAP.
Jak wyjaśnił, takie modle funkcjonują już na świecie. Posługuje się nimi np. amerykańska służba geologiczna, która biorąc pod uwagę opad i nasiąkliwość terenu może powiedzieć jak rozłoży się powódź na konkretnym obszarze.
“U nas – jak podkreślają eksperci – ten system funkcjonuje lepiej niż w 1997 roku, ale w porównaniu do rozwiniętych krajów świata, wciąż w sposób niewystarczający” – powiedział Nawrocki.
Autor: Źródło: PAP – Nauka w Polsce