Prof. UZ dr hab. Krzysztof Kilian urodził się w 1964 roku w Zamościu. Studia na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie na kierunku filozofia ukończył w 1988 roku. W 1998 roku na Wydziale Filozofii i Socjologii UMCS, obronił pracę doktorską. Habilitował się w czerwcu 2010 roku na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Preszowskiego. Zainteresowania profesora skupiają się wokół problematyki współczesnej filozofii nauki i teorii poznania.
Rozmawiają Weronika Słobodzian i Agnieszka Poźniak
Kiedy zamarzył Pan o tym, żeby zostać nauczycielem filozofii?
Zamarzyłem o tym gdzieś na trzecim, czwartym roku studiów, gdy zauważyłem, że to mi się naprawdę podoba. Na jakieś studia musiałem pójść, a gdzie się idzie, jak na niczym się nie zna? Na filozofię. Taki to jest sposób myślenia młodych ludzi. Ale w pewnym momencie filozofia na tyle mi się spodobała, że zacząłem myśleć o możliwości pracy na uczelni.
Trudno jest uczyć studentów czegoś, co jest tak naprawdę niełatwe do pojęcia?
Jak ludzie chcą, rozmawiają, wykazują jakąś inicjatywę, to jest duża frajda. Jak nie, to jest to męka. Trudno jest uczyć tych, którzy nie chcą się uczyć. Nie tylko w filozofii. W każdej dziedzinie w chwili, gdy przekroczy się poziom ogólników, zaczynają się schody i po prostu trzeba zacząć myśleć.
I zrobił Pan habilitację. Który moment tej drogi zapamiętał Pan najbardziej?
W głowie została mi nauczka od życia, której i tak nikt nigdy nie stosuje: starać się przestrzegać terminów, które samemu się sobie narzuciło. Planować realistycznie, a później konsekwentnie się tego trzymać. Jest to trudne, bo wbrew pozorom nie żyjemy w próżni, mamy życia, rodziny, żonę, dzieci, a doba składa się tylko z 24 godzin. Są tacy ludzie, którzy poświęcają się tylko nauce, nie mają rodzin. I to przeważnie ci ludzie mają wielkie osiągnięcia. Bo zakładając rodzinę jest po prostu trudniej.
Zamość, Lublin, czyli wschód Polski. A potem Słowacja. Jak to się stało, że jest Pan tu, w Zielonej Górze?
Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie znalazłem ofertę pracy w Warszawie. Po jakimś czasie trafiła się okazja powrotu do Lublina, do swojego nauczyciela, u którego stawiałem pierwsze kroki filozoficzne, więc nie zastanawiałem się ani sekundy. Potem razem z nim przeniosłem się do Rzeszowa. Później okazało się, że dla odmiany w Zielonej Górze jest konkurs i oferują lepsze pieniądze. Wtedy nie czułem się związany z Rzeszowem, dlatego przyjechałem tutaj. Kwestia przypadku.
Jeśli chodzi o życie poza uczelnią – co Pan robi w wolnym czasie, gdy wróci Pan do domu?
Jak ktoś chce pracować, to tego wolnego czasu za dużo nie ma. Jestem szczęśliwy, jak mogę pójść na trening krav magi albo pomajsterkować przy domu, bo w domu zawsze jest coś do zrobienia. I w gruncie rzeczy na tym się ten świat kończy.
Czyli Krav Maga jest odskocznią od pracy czy bardziej chodzi o naukę samoobrony, reakcji w sytuacjach lękowych?
I tym, i tym. To, że krav maga pozwala w jakimś stopniu troszkę pewniej się poczuć w niektórych sytuacjach, to na pewno był jakiś motyw. No i trzeba się trochę zmusić do ruchu. Są tacy, którzy – i bardzo ich podziwiam – są w stanie sobie sami narzucić jakieś rygory. Ja dopiero, gdy zapłacę, czuję, że trzeba iść, trzeba trenować.
A więc czego można się nauczyć na krav madze?
Jak zachować się w sytuacji, w której będziemy działali odruchowo. To jest przede wszystkim sztuka wspomagania najbardziej elementarnych odruchów, jakie mamy – bo gdy ktoś próbuje nas uderzyć, to zawsze zasłaniamy się w określony sposób. Gdy ktoś nam próbuje coś zrobić za plecami – zawsze się odwracamy. Krav Maga uczy, jak się umiejętnie odwrócić, umiejętnie zasłonić. Trzeba pamiętać o jednej rzeczy – że jak ktoś kogoś zaczepi na ulicy i zaczepi agresywnie, to się walczy o życie. To nie jest zabawa. Dokonuje się wyboru, kto: on czy ja. Jest takie powiedzenie, ono brzmi bardzo brutalnie i niektórzy go nie rozumieją, ale mówi się, że lepiej, żeby cię trzech sądziło niż sześciu niosło.
A ile lat Pan już trenuje?
Szósty rok.
Długo!
Biorąc pod uwagę, ile mam lat, to bardzo długo. Gdybym się wcześniej zetknął z krav magą, zacząłbym szybciej. Widzę młodych kolegów, którzy trenowali już w wieku 18-20 lat i po tych 5 latach widzę jak się przyłożyli, jakie mają efekty. To jest budujące, jak systematyczna praca dużo daje. Zwłaszcza że mój trener, czyli pan Darek Waluś, po prostu wie, jak to robić.
Facebook mówi, że trenuje Pan z synem. Kto był pierwszy?
To był syna pomysł. Śmieszna sytuacja. W pewnym momencie, kiedy syn stał się starszy, bardziej dojrzały, wpadł na pomysł, żeby coś robić wspólnie ze mną. Ja zacząłem mówić o tym, żeby razem się poruszać, no i strzeliłem pewnego razu, że moglibyśmy pograć w badmintona. Jednak syn powiedział, że to nie jest gra dla mężczyzn… Po dwóch dniach przyszedł do mnie i powiedział, że jest coś takiego jak Krav Maga. To syn mnie zaciągnął, taka jest prawda. Jesteśmy w jednej grupie, ale nie ćwiczymy razem, bo wiadomo, czasem zdarzają się jakieś konflikty domowe…
Jeździ Pan na seminaria, obozy międzynarodowe?
Jeżdżę. Raz do roku organizowany jest letni obóz w Szklarskiej Porębie, gdzie zjeżdżają ludzie z Europy, między innymi Anglicy, Słowacy, Czesi, Niemcy…
Jak to wygląda?
2 albo 3 treningi dziennie, od czasu do czasu zdarza się, że jest też trening w nocy, żeby pewne rzeczy zobaczyć, na przykład, żeby przekonać się, że w nocy człowiek nie ma szans z napastnikiem, który ma nóż. Te ćwiczenia mają pokazać nam, jak bardzo człowiek jest bezbronny nocą. Trzeba mieć świadomość, że jeśli pójdziemy dłuższą, ale bezpieczniejszą drogą, to może się gdzieś spóźnimy, ale dotrzemy do celu cali i zdrowi. Bo lepiej być gdzieś pół godziny później, ale w jednym kawałku. To właśnie takie sytuacje uczą pokory, uczą myślenia.
Oprócz obozów organizowane są seminaria w całej Polsce. U nas w klubie Krav Maga Zielona Góra też. Jedynymi ograniczeniami są ograniczenia finansowe, „pozaklubowy” wyjazd czasami potrafi kosztować nawet 1000 zł.
Czy można tam coś zdobyć, jakiś „wyższy poziom”?
Owszem, są trzy: poziom podstawowy, poziom zaawansowany i poziom ekspert. Aby je uzyskać, trzeba zdać egzaminy.
Na czym polegają?
Wyglądają mniej więcej w ten sposób, że należy wykonać jakieś zadanie, obchwyt lub wyjście z obchwytu za szyję, z ataku nożem czy z kopnięcia. I to się powtarza kilkanaście, kilkadziesiąt razy, podczas gdy obserwują nas trenerzy. W zależności od zdawanego stopnia, egzamin potrafi trwać nawet kilka godzin. Egzamin na eksperta to kilkanaście godzin nieustającego wysiłku. Podczas tych egzaminów sprawdza się, jak człowiek reaguje, nie tylko wypoczęty, ale też na granicy wycieńczenia.
Jakie stawia sobie Pan teraz cele: zarówno naukowe, jak i te związane z rozwojem Pana pasji?
Cel związany z krav magą to przede wszystkim zdobycie kolejnych umiejętności, może uda mi się przejść z tego podstawowego do bardziej zaawansowanego. W swoich zawodowych celach chciałbym skończyć pisać książkę. Moi koledzy wymyślili taką koncepcję epistemicznych układów odniesienia, a ponieważ nie zostało to w jednym miejscu spisane, postanowiłem to zrobić.
Zapytamy filozoficznie i nawiązując do Pana hobby: o co w życiu warto walczyć?
O to, co się chce! Wiadomo, że są cele kulturowo narzucone, żebyśmy mogli funkcjonować w społeczeństwie. Lepiej mieć lepszy zawód niż gorszy, czyli taki, z którego są albo pieniądze, albo zadowolenie, a najlepiej jedno i drugie. Każdy z nas powinien wyznaczać sobie takie cele, które chciałby realizować. Cóż z tego, że mógłbym być (pewnie nie mógłbym) śpiewakiem operowym, jeśli mnie to wkurza. Cóż z tego, że są jakieś rzeczy ogólnoprestiżowe, przykładowo, że warto być lekarzem. Albo będziemy robili w życiu to, co lubimy i co przynosi nam satysfakcję, albo zmarnujemy życie.
Weronika Słobodzian, Agnieszka Poźniak