“To cena jaką płacimy za postęp współczesnej medycyny. Dzięki niemu spada bowiem śmiertelność z powodu zawałów, choroby niedokrwiennej serca i innych schorzeń układu krążenia, które uszkadzają mięsień sercowy” – podkreślił kardiolog na konferencji prezentującej wyniki badań na temat osiągnięć w terapii osób z niewydolnym sercem.
Przewlekła niewydolność serca znacznie obniża jakość życia chorego – w ciężkiej postaci odczuwa on zmęczenie podczas chodzenia po płaskim terenie, a w postaci najcięższej – nawet w spoczynku. Leczenie pacjentów z przewlekłą niewydolnością serca jest trudne, podkreślił prof. Ponikowski. Są to chorzy wrażliwi na leki, którzy często trafiają do szpitala.
Przewodniczący Sekcji Niewydolności Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego prof. Jarosław Drożdż, zaznaczył, że śmiertelność w tym schorzeniu jest bardzo wysoka – wyższa niż w przypadku raka piersi i raka pęcherza moczowego oraz podobna do raka okrężnicy.
Obecnie w terapii osób z niewydolnym sercem stosuje się leczenie farmakologiczne oraz leczenie inwazyjne, jak wszczepianie urządzeń wspomagających pracę komór serca, kardiowertera-defibrylatora, który ma normować rytm serca czy by-passów.
Naukowcy wciąż poszukują nowych sposobów terapii i starają się wyodrębnić grupy pacjentów bardziej narażonych na powikłania i zgon. Ostatnie badanie o nazwie SHIFT dowiodło, że istotnym czynnikiem ryzyka tych zdarzeń jest przyspieszony rytm serca – tj. powyżej 70 uderzeń na minutę – który stwierdza się u połowy pacjentów z przewlekłą niewydolnością. Jeszcze do niedawna był on uważany za prawidłowy.
W badaniu SHIFT wykazano, że jeśli chorym leczonym optymalnie na przewlekłą niewydolność serca doda się lek spowalniający akcję serca, iwabradynę, to o ponad jedną czwartą można zmniejszyć liczbę hospitalizacji i w podobnym odsetku – liczbę zgonów z powodu niewydolności.
Uczestnikami tego badania było też kilkuset polskich pacjentów leczonych w 26 ośrodkach w całym kraju. Przeciętny chory z Polski miał 66 lat, czyli był o 4 lata młodszy niż pacjenci z innych krajów, był mężczyzną leczącym się od kilku lat na nadciśnienie, bez zawału, miał ciśnienie 130/85 mm słupa rtęci i akcję serca 80 uderzeń na minutę oraz nie mógł wejść bez odpoczynku na drugie piętro.
Jak podkreślił prof. Ponikowski, jest to pierwsze od ośmiu lat tak przełomowe badanie dotyczące pacjentów z niewydolnością serca. Zostało ono uznane za jedno z najważniejszych doniesień na ostatnim kongresie Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (ESC) w Sztokholmie, a jego wyniki opublikowano w ostatnim wydaniu prestiżowego tygodnika “Lancet”.
Jak przypomniał prof. Drożdż, przewlekła niewydolność serca jest konsekwencją i ostatnim etapem długotrwałych chorób układu krążenia, takich jak nadciśnienie tętnicze (u 75 proc. pacjentów z niewydolnością zdiagnozowano wcześniej nadciśnienie), choroba niedokrwienna serca, zawał, wada serca czy zaburzenia rytmu serca.
Prowadzą one do uszkodzenia mięśnia sercowego, który z czasem traci zdolność pompowania krwi w ilościach zdolnych zaspokoić zapotrzebowanie tkanek.
Pojawiają się wówczas takie objawy, jak symetryczne obrzęki wokół kostek, związane z zatrzymywaniem płynów w organizmie oraz duszność i spadek tolerancji wysiłku fizycznego – chory nie może wejść bez zatrzymania się i duszności na szóste piętro.
Ponieważ objawy niewydolności serca nie są charakterystyczne i mogą wystąpić również w innych schorzeniach, jak niewydolność nerek lub ciężka niedokrwistość, podejrzenie choroby trzeba potwierdzić wykonując szereg badań, takich jak elektrokardiogram, który pozwala na pomiar rytmu i aktywności elektrycznej serca oraz prosty i niedrogi test polegający na pomiarze poziomu mózgowego peptydu natriuretycznego (w skrócie BNP) w osoczu krwi. Jeśli uzyskane wyniki są nieprawidłowe, wykonuje się echokardiografię, która dostarcza informacji o budowie i czynności serca.
Autor: Źródło: PAP Nauka w Polsce