– Gdyby to była Szara Góra, to być może mniej chętnie by mówiono o niej jako tylko „Szarej” – mówi o Zielonej Górze prof. Jerzy Bralczyk. Odpowiedź językoznawcy odnosiła się do pytania o to, co sądzi na temat używania skróconej nazwy miasta: „Zielona”.
Językoznawca przypomniał również o tym, jak wiele skojarzeń ma słowo „zielony” i zieleń jako barwa w języku polskim. Na ogół jest dla nas pozytywna. Nazywanie „Zielonej Góry” po prostu „Zieloną” profesor uważa zaś za przywilej mieszkańców miasta.
Myślę, że to jest przywilej ludzi tu mieszkających. Czyli takich, którzy mają inny, także emocjonalny stosunek. Jeżeli jadę do Zielonej Góry z Kielc czy ze Słupska, to raczej nie powiem „jadę do Zielonej”. Chyba, że sam jestem z pochodzenia zielonogórzaninem i rozmawiam z kimś, kto dobrze to wie. Natomiast tutaj – wydaje mi się, że jest to zupełnie naturalne. Ja nawet chętnie słyszę, kiedy ktoś z tego pięknego zresztą miasta mówi o Zielonej Górze jako o „Zielonej”.prof. Jerzy Bralczyk
Zapytany o to, jak mówią zielonogórzanie, profesor odpowiedział krótko: ładnie. Przywołał też jednak kilka faktów związanych ze zróżnicowaniem języka polskiego.
Kiedy patrzyło się na mapę dialektów, to na tym terenie, na którym jest Zielona Góra (ale też wyżej na północ i niżej na południe), był napis „nowe dialekty mieszane”. Dziś raczej nie napisalibyśmy „nowe dialekty mieszane”, ile byśmy musieli napisać „język ogólnopolski”. Owszem, starsi ludzie jeszcze pewnie zachowują niektóre językowe cechy regionów, z których przybyli do Zielonej Góry czy do innych miast sąsiednich, ale nie wydaje mi się, żeby to się rozwijało. To jest już język ogólnopolski.prof. Jerzy Bralczyk
Całą rozmowę z prof. Jerzym Bralczykiem znajdziecie na Facebooku Radia Index.