Jak mocno koronawirus dotknął branżę gastronomiczną? To pytanie, które pojawiło się w audycji „Mamy nosa do biznesu”. Gościem Macieja Noskowicza był Robert Walczak z Jefferson’s Catering.
Tym razem zaglądaliśmy nie tylko portfeli, ale także do… garnków. Czy do tych garnków będą mieli, co włożyć przedstawiciele gastronomii? Usługi wszak bardzo mocno odczuły epidemię koronawirusa.
Rząd zadecydował, że zamykamy i tu nie było wielkiego rozmyślania, bo trzeba było zamknąć. Sytuacja jest dla wszystkich nowa, rozmyślanie o tym, co zrobić, nie jest to takie proste. W innych sytuacjach przedsiębiorcy mieli jakieś rozwiązania przygotowane. Na przykład, jak była ciężka zima, to wiadomo było, że ona minie. W przypadku pandemii, w marcu nikt nie wiedział, kiedy się zakończy, jakie będą jej skutki dla danej branży. Myślę, że dzisiaj nadal tego nie wiemy.
Jakie straty poniosła firma naszego gościa? I czy można o kryzysie mówić już w czasie przeszłym?
W takich działaniach stricte eventowych obroty spadły o 100%. Wszystko, co jest związane z jakąkolwiek imprezą, od rodzinnej począwszy, ale i firmowych, to od marca do dzisiaj, żadna firma nie zrobiła imprezy. Ja w swoim kalendarzu nie mam daty, żeby do końca września ktoś imprezę zrobił. Konsekwencje koronawirusa dla nas dalej biegną. Dalej nic się nie odmroziło tak naprawdę.
Cała audycja „Mamy nosa do biznesu” do zobaczenia na portalu wZielonej.pl. Program w każdy wtorek o 11:15.