Kinomaniaków, którzy odstawili horrory z powodu tendencji typu: dużo flaków – mało smaku, ten film powinien ucieszyć. Przede wszystkim z powodu nawiązań do klasyki gatunku – muzyka jak z „Lśnienia”, groteskowość trochę jak w „Dziecku Rosemary”. Jednak największym plusem „Naznaczonego” jest to, że film autentycznie straszy.
Młode małżeństwo, po zamieszkaniu w nowym domu stwierdza, że ich świeżo uwite gniazdko jest nawiedzone (zaskoczeni?). I tutaj absolutna nowość – po starciu z siłami nieczystymi, bohaterowie nie podejmują heroicznej walki o dom, a WYPROWADZAJĄ SIĘ. Takich „innowacji” jest więcej. Szukając oprycha, bohater nie błąka się po omacku, a zapala w domu wszystkie światła. Niby takie oczywistości, a widząc to w kinie, cieszymy się, że nie robi się z nas idiotów. Chociaż raz. Wracając do fabuły, niestety demony podążają za państwem Lambertów i ich synami. Jednego dorwali i trzymają w dziwnym, śpiączkopodobnym stanie.
Jak wspomniałem, „Naznaczony” co i rusz nawiązuje do klasyki kina grozy. Sama praca kamery, która zdaje się “skradać” za bohaterami, potrafi stworzyć odpowiedni klimat. Niesamowicie cieszy fakt, że nie dostajemy w twarz wnętrznościami co pół minuty, co w dobie filmów typu “Oszukać Przeznaczenie”, jest miłą odkocznią. Niestety, Wan nie ustrzegł się przed bolączką każdego horroru naszych czasów – totalnie bzdurnych rozwiązań w scenariuszu. Innowacja swoją drogą, ale czasami wytwory wyobraźni twórców są po prostu wyjęte z kapelusza. Co ciekawe, mimo to cały czas film oglądamy i chwilami nam się naprawdę podoba. To chyba największy sukces tego obrazu – rzuca nam się w twarz prawdziwe idiotyzmy, a my i tak chcemy znać końcówkę. Czekać warto, końcówka jest dobra i zdecydowanie horrorowata.
Najnowszy film reżysera pierwszej „Piły” i producenta wszystkich pozostałych części tej serii wydaje się trochę wyrwany z kontekstu jego dotychczasowej twórczości. Utrzymany w duchu klasycznych horrorów „Naznaczony” ma bardzo wiele wad. Ja będę jednak powtarzać, że to nie jest aż tak zły film, jak sugeruje plakat. Granica oceny 6/10 nadal nie została przekroczona, ale dla paru naprawdę niezłych scen warto ten film polecić.
Autor: Michał Stachura