Historia opowiedziana w tym przedstawieniu mogłaby praktycznie przydarzyć się podczas każdego wieczoru kawalerskiego. I w tym tkwi jej uniwersalność. Widzowie, a przynajmniej część z nich od początku kibicują Billowi w jego staraniach, aby ukryć przedmałżeńską zdradę. A te są przede wszystkim zabawne. Jest w sztuce kilka momentów, w których mamy wrażenie, że cała misterna intryga Billa wyda się, jednak bohaterowie potrafią z tego zręcznie wybrnąć.
Podobnie jak podczas kilku poprzednich przedstawień, tak i w tym cały czas dostajemy potężną dawkę humoru. Trudno znaleźć fragment, w którym się nie śmiejemy. Wszystko jest podane w najlepszym brytyjskim stylu. Dialogi wypadają naturalnie, nie ma tam żadnego zbędnego elementu.
Aktorzy bardzo dobrze zagrali swoje role. Wyróżniłbym jednak dwie osoby, przede wszystkim Annę Kadulską, która genialnie wypada jako pokojówka July. Zostaje ona wplątana w intrygę Billa przez przypadek, jednak szybko odnajduje się w nowej dla siebie roli. Jej pojawienie się na scenie gwarantuje salwy śmiechu.
Druga postać zasługująca na wyróżnienie to Agnieszka Radzikowska, wcielająca się w postać Judy, dziewczyny Toma.
Na pochwałę zasługuje również Paweł Okraska (Tom). Aktor, którego żeńska część publiczności kojarzy zapewne z ,,M jak miłość” pokazuje swoje prawdziwe aktorskie umiejętności. Idealnie pasuje do roli Toma.Chyba trudno byłoby znaleźć dla niego zastępcę.
W pamięć zapada również matka Mary, Daphne w wykonaniu Anny Wesołowskiej. Przyszła teściowa Billa została przedstawiona jako histeryczka i nadopiekuńcza osoba. Czyż nie taki jest stereotyp teściowej?
Pod koniec sztuki na scenie pojawia się właściciel hotelu, w którym rozgrywa się cała farsa, pan DuPont. Wcielił się w niego Antoni Gryzik, który jest pełen ekspresji. A do tego ten francuski akcent. Krótka, ale charakterystyczna rola.
Zastanawiałem się, co mi się nie spodobało w tej sztuce i nie znalazłem takiego elementu. To, na co kolejny raz chciałbym zwrócić uwagę to brytyjskie poczucie humoru. Zarówno ,,Jeszcze jeden do puli?!” jak i ,,Wieczór kawalerski” nie mają nic wspólnego naszymi wyobrażeniami o brytyjskim humorze. O jego uniwersalności niech świadczy fakt, że Amerykanie nabyli prawa do produkcji filmu opartego na tej sztuce. Chciałoby się powiedzieć, więcej brytyjskich fars w Lubuskim Teatrze.
Naprawdę dobrze się bawiłem i przy okazji wiem jak nie powinien wyglądać wieczór kawalerski, jeśli następnego dnia nie chce się mieć kaca. Również moralnego. Sztukę polecam wszystkim, kaca nikomu.
Gra aktorska: 9/10
Scenografia: 8,5/10
Ocena końcowa: 9/10
Autor: Jakub Suszka