Duże i małe kluby piłkarskie naszego regionu to ludzie pełni pasji i talentu. „Nieważne na jakim poziomie gramy w piłkę. Czy to finał Ligi Mistrzów, czy mecz o punkty w A klasie, każdy mecz to ogromne emocje”. Wywiad z piłkarzem, Filipem Kiszkurno z klubu Znicz Leśniów Wielki, przeprowadziła Paulina Prusinowska.
Filip Kiszkurno to 23-letni zawodnik Ludowego Klubu Sportowego Znicz Leśniów Wielki. Jak sam o sobie mówi: „hobbystyczny, niedzielny piłkarz, który przychodzi raz w tygodniu pokopać piłkę dla zabawy”. W drużynie tej gra od roku, jednak doświadczenie ma wieloletnie. Swoją piłkarską przygodę zaczął w wieku 8 lat, gdy dołączył do Spartak Budachów, następnie trafił do UKP Zielona Góra, powrócił do Spartaka, a później, za sprawą transferu, znalazł się w drużynie Piast Czerwieńsk. Obecnie jest wypożyczony i gra właśnie dla Leśniowa w A klasie. Za swój największy sukces uważa awans do 4 ligi z Piastem w sezonie 2020/21.
Słowami wstępu, czym tak właściwie jest A klasa?
– A klasa, w której gram, jest to siódmy poziom rozgrywkowy w Polsce, przedostatni w Lubuskiem. W niektórych województwach jest jeszcze C klasa, czyli mają dziewięć szczebli rozgrywkowych.
Jakie są inne klasy i czym się od siebie różnią?
– Jest klasa C, B, A, klasa okręgowa, 4 liga, 3, 2, 1 i Ekstraklasa. Różnią się one poziomem sędziów, stadionami, wymaganiami, żeby zagrać. Im wyżej, tym lepiej się zarabia, są lepsi sędziowie i infrastruktura klubu, więcej kibiców.
Co trzeba zrobić, aby dostać się do klubu grającego na waszym poziomie?
– Po prostu przed sezonem przychodzi się na trening drużyny, do której chce się dołączyć i się do niej dostaje. Mało drużyn odrzuca zawodników, jest dużo rekrutacji otwartych. Mnie do tego namówił kolega, wciąż razem gramy.
Mecze gracie co tydzień, w każdy weekend, ale co w momencie, gdy brakuje wam zawodnika?
– Wychodzi się składem takim, jaki jest. Można też je przekładać, na przykład, dwa tygodnie przed meczem, gospodarz może powiedzieć, że nie są w stanie zagrać i trzeba go przełożyć. Drużyna przeciwna musi się na to zgodzić. Jak się jest gościem to też można zapytać o przełożenie meczu i zazwyczaj drużyny się na to zgadzają, bo to jest amatorski football i nikt nie robi sobie problemów.
Ludzie przychodzą oglądać mecze drużyn A klasy?
– Zależy gdzie. U nas mało kto przychodzi na mecze, ale jak przyjeżdżają kibice przeciwników, to śmiesznie to wygląda. Biega się koło nich, pyta „jaki wynik, dziadku?”, oni się denerwują i to bywa zabawne. Jeździliśmy do Rybaków, wioska pod Krosnem Odrzańskim, tam było ponad 100 ludzi na meczu. To dla niektórych wiosek jedyna rozrywka. W sobotę sobie przyjść, wypić piwo, obejrzeć jak koledzy grają w piłkę. Czasem pokrzyczeć, powyzywać sędziów i przeciwników, a potem pójść do domu. Wiadomo, jednak duża publiczność robi wrażenie. Jak się było młodszym i jechało na Promień Żary, to tam chłopaki cały czas dopingują, klaszczą, biją w bęben, kibicują.
Te kluby nie są doceniane…
– Każdy, kto się tym interesuje wie, że A klasa to są zawodnicy, którzy kopią piłkę dla zabawy. Zazwyczaj nie zarabiają za to ani grosza. Jedyne co można uznać za zapłatę, to ognisko na koniec i krata piwa postawiona przez prezesa. To tyle. Robimy to dla zabawy, nie ma co doceniać.
Są jednak drużyny, w których można zarobić na grze, będąc w A klasie?
– Na takie normalne realia A klasy zdarzają się kluby, które płacą premie za wygrane mecze, stówkę czy coś, u nas nie ma nic. Jedynie zwroty za kosztY, na przykład dojazdu. Albo można dostać połowę kwoty za sprzęt, ochraniacze, buty, ubrania termoaktywne, gdy pokaże się za nie rachunek. Ja osobiście nie biorę żadnych pieniędzy, gram dla zabawy.
Jak wyglądają relacje z innymi drużynami i nastawienie do przeciwników?
– To zależy. Wszystkie mecze w pobliskich wioskach to derby. Jest dużo fauli, wyzwisk, kopania, walki. Ale są też mecze przyjaźni, na które się jedzie i je odbębnia. Mam anegdotę, że sezon temu moja drużyna, ale ja jeszcze wtedy w niej nie grałem, na ostatnim meczu, umówiła się z drużyną przeciwną na remis. Do 90 minuty było 2-2, potem ktoś ze Znicza strzelił bramkę na 3-2 i zaczęła się wielka kłótnia. Przyjechała policja, trzeba było to rozganiać.
Niedawno do nas przyjechali i pierwsze, co usłyszeliśmy to to, że jesteśmy oszuści i wiele więcej niecenzuralnych słów. Cały mecz nas wyzywali, kopali. Zakończyło się remisem, 0-0. Mówiłem im, że chcieli remis, to mają remis. Znowu się denerwowali i znowu przyjechała policja. Z niektórymi jest też tak, że jak się gdzieś mijamy w sklepie czy w parku to zbijamy piątkę, pogadamy. Jak normalni koledzy. Na meczu to mija, jakbyśmy grali wtedy z największym wrogiem. Wtedy się kopiemy, wyzywamy i nienawidzimy. To jest piękne, jak coś się dzieje na boisku, to zostaje na boisku.
Jaka panuje atmosfera w teamie po wygranym meczu?
– Jest super, jak wygrywamy. Atmosfera jest porównywalna do tego, jak się strzeli bramkę. Nie da się tego opisać. Po to gramy w piłkę, żeby takie emocje przeżywać. Żeby się cieszyć z bramek, z każdego zwycięstwa, świętować w szatni, krzyczeć. To są bardzo duże emocje, nie ważne na jakim poziomie gramy w piłkę, czy to finał Ligi Mistrzów, czy mecz o punkty w A klasie.
Jednak nie zawsze się wygrywa, zatem jak to wygląda po przegranej?
– Jak przegrywamy, jest słabo. To demotywujące. Zawsze się znajdzie coś takiego, że można było zrobić lepiej i więcej. Mogłeś gdzieś podbiec, powalczyć. W szatni czasami jest wywlekanie brudów, że tu nie pokryłeś, tu zdobyłeś kartkę i tak dalej. Potem spotykamy się na treningu i to sobie wyjaśniamy, gramy dalej, bo jesteśmy jedną drużyną. Walczymy.
Zdaje się, że podstawą dobrej drużyny jest współpraca. Zdarzają się jednak momenty, gdy ze sobą rywalizujecie?
– Wytykamy sobie błędy, ale nie rywalizujemy. Na przykład, jak ktoś ma lepsze umiejętności to to widać, nie trzeba tego udowadniać mówieniem. Jedynie z kolegami możemy sobie żartować, że ja ciągnę ten Leśniów na plecach, mam więcej bramek, ale to dla zabawy. Jak gramy razem mecze to po to, żeby wygrać.
Wiele już opowiedziałeś o realiach A klasy i swojej drużynie, teraz coś więcej o tobie. Gdybyś miał określić mocne i słabe strony twojej gry, to co by to było?
– Mocne to wytrzymałość, szybkość, dośrodkowanie, czytanie gry. Słabe to lewa noga, która jest słabsza. Technika, bo puszczam piłkę i gaz, jak Struś Pędziwiatr, obiegam wszystkich. Czasem coś kiwnę, ale to rzadko. Nie umiem grać głową, daję się prowokować.
Grałeś kiedyś z jakimś znanym piłkarzem?
– Z Łukaszem Gargułą. To były zawodnik Wisły Kraków, wygrał Ekstraklasę. Spotkaliśmy się na turnieju halowym w Czerwieńsku. Lechia Zielona Góra wystawiała oldboyów i zagraliśmy sobie jeden mecz.
Słowem pozytywnego zakończenia zdradź, z którego swojego sukcesu jesteś najbardziej dumny.
– Z awansu do 4 ligi i strzelenia bramki Odrze Nietków. To też moje najlepsze wspomnienie piłkarskie.
Wywiad przeprowadziła Paulina Prusinowska, studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej