Świat padł na kolana a ja przecieram oczy z niedowierzaniem. Bezowocnie próbowałem wymyśleć lepsze zdanie, które tak doskonale zobrazuje to co czeka Was w sali kinowej. W końcu, w czeluściach internetu trafiłem na to najbardziej adekwatne: „Wachowscy i Tykwer sklejają z ochłapów filmowego Frankensteina, po czym bezowocnie czekają, aż ożywi go jakiś piorun”. Film jest bełkotliwy i pod płaszczem braku chronologii oraz pozornej widowiskowości próbuje sprzedać nam złote myśli rodem z dzieł Paulo Coelho. Wszystko niby biegnie, bo wątków sporo a czasu ciągle mało (choć film trwa prawie 3 godziny!). Co w tym czasie robi widz? Siedzi i ziewa ze znudzenia. Nie ma też czasu na poczucie jakiejkolwiek więzi z bohaterami bo co rusz rzucani jesteśmy w inną epokę i inną historię. Jasne są momenty, w których błyszczy Tom Hanks czy Hugo Weaving. Można znaleźć nawet ze dwa przemyślane ujęcia ale jako całość film broni się jak Najman przed Pudzianem.
Dawno w kinach nie było film, który zbierał tak skrajne recenzje i opinie. Dawno też nie było filmu z tak świetną obsadą i doskonałym (podobno – nie czytałem) materiałem źródłowym. Ale co z tego, skoro wyszedł gniot próbujący udawać arcydzieło.
Na koniec dygresja i rada dla twórców „Atlasu Chmur”. W 2006 roku Darren Aronofsky stworzył film „Źródło”. Podobna tematyka, podobny pomysł, podobny obraz. Różnica polega na tym, że tam wszystko było zrobione ze smakiem i niesamowitą wręcz wrażliwością. Czysta poezja. Dlatego zamiast do kin – polecam pójść do wypożyczalni DVD.
Autor: Paweł Hekman