POLSKA I ŚWIAT:

Co myślę o popkulturze [felieton]

Tak! Popkultura Moi Drodzy! Zalewa nas ze wszystkich stron. Kopia kopii kopii. W komercyjnych stacjach radiowych (bo publiczne słuchowiska jeszcze jako tako się bronią), co chwila słyszę tę samą miałką piosenkę w wykonaniu tych samych miałkich „artystów”, choć produkt ma już inną nazwę. Stacje telewizyjne karmią nas cały dzień serialami, których całe pomysłodawstwo polega na wykupieniu licencji produkcji zagranicznych. To, że cały świat ubiera się w te same ciuchy i potrzebuje otaczać się podobnymi rzeczami, których jakość na dobrą sprawę coraz częściej obliczona jest na krótki czas użytkowania (byś za rok, dwa przyszedł znów wydać pieniądze), to jeszcze pół biedy – możemy uznać, że to jednak tylko wartości materialne (choć chyba nikt nie zaprzeczy, że ciężko uchronić się przed ich wpływem na to kim jesteśmy i uciec przed równaniem ‘to, co mam – to, kim jestem’).

Mass media cały dzień powtarzają nam kim mamy być, do kogo się upodabniać. Kreują wzory piękna, elegancji, a nawet gusta, i w te wytyczne wydaje się wierzyć większość polskiego społeczeństwa. Piszę polskiego, bo szczególnie ubolewam nad tą naszą krajową, bezrefleksyjnie naśladującą i ślepo zapatrzoną w kanony amerykańskie popkulturą. Jest to wyjątkowo ciężkostrawny tzw. skutek uboczny procesu globalizacji.

■ Gdzie te kapele? Prawdziwe takie…

Jako pasjonat muzyki staram się śledzić poczynania młodych zespołów na ziemi lubuskiej i lwia część moich wypadów na koncerty takich grup kończy się wielki rozczarowaniem. Zero pomysłu, zero tożsamości. Wokal po angielsku, pomijając, że najczęściej podejmujący nieudolne, pełne frazesów teksty. Podobnie kompozycje, aranż, image sceniczny – schemat. Widziałem i słyszałem to godzinę temu w telewizji. Tyle, że lepsze. Chociaż i tu można polemizować. A wystarczyłoby tak niewiele…

■ Daj coś od siebie!

Sytuacja ta bardzo mocno kontrastuje z bogactwem kultury jaki dała światu Polska, chociażby w drugiej połowie XX w. W Europie powszechnie wiadomym było, co to jest polskie kino, polska muzyka – była to twórczość, której nie sposób było pomylić z żadną inną. Oczywiście, każde pokolenie – czy dokładniej – każdy artysta, ma swoich mistrzów, swoje źródła inspiracji. Ale jak wiele możesz wziąć od innych? W którymś momencie musisz dać coś od siebie. Coś, co jest tylko twoje, coś, co naprawdę kosztowało cię trochę poszukiwań, przede wszystkim w głębi samego siebie.

■ "Pop" – na pewno, ale czy jeszcze "kultura"?

Nie zrozumcie mnie źle – odrzucenie takich dyrektyw i zwrócenie się ku maksymalnej prostocie też jest owocem jakichś eksploracji. Podziwiam tych, którzy odkrywają pewne obszary jako pierwsi, którzy na swą popularność naprawdę zasłużyli i którzy do tej nieszczęsnej fabryki gwiazd wnoszą powiew świeżego powietrza, tę choćby odrobinę oryginalności. Później znajduje się już tylko inwestor, który będzie się starał o jak największą liczbę odbitek. Chociaż pewnie rację miał ostatnio przeze mnie poznany znajomy, twierdząc, że wartość tej wspaniałej sztuki polskiej motywowana była głównie walką z imperatywem politycznym. Ale czy to doprawdy musi oznaczać, że nie stać nas już na nic oryginalnego?  

Pojęcie kultury pochodzi z łaciny i znaczyło tyle co ‘uprawiać’. Co zatem uprawia popkultura? Chyba tylko pieniądze, które – niestety – na drzewach nie rosną…

Może przesadzam? Może fajnie jest? Właśnie, kiedy ta „amerykańska domówka”?
 

Autor: Piotr Bakselerowicz

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00