Zabawne jest oglądać, jak bardzo scenarzyści spieszą się z wiązaniem fabularnych nici, by tylko mieć powód do pierwszych pościgów. Przez pierwszy kwadrans filmu lądujemy w USA, Hiszpanii, Londyniei Rosji, wszystko, by tylko nakreślić "historię", by tylko już ruszyć w drogę. Brzmi jak zarzut? Ani trochę. Wybierając się na film z Vinem Dieselem i Dwayne'em Johnsonem trzeba zostawić czapeczkę z miernikiem idiotyzmów w domu. Wszystko jest pretekstem do spektakularnych akcji, łączących elementy piotechniki, rajdów samochodowych, stanu nieważkości i skrajnej głupoty.
Tym razem ekipa Doma (Ride or die, baby!) nie będzie sprzeciwiać się stróżom prawa, a im pomagać. Wataha złowieszczego Shawa organizuje ataki, zdobywając kolejne elementy urządzenia mogącego wyłączyć globalną militarną łączność. Co to obchodzi Rodzinę? Ano to, że u boku złoczyńcy stwierdzono obecność uznanej za zmarłą Letty, miłości Doma. Do tego czasu licznik głupawych one-linerów wskazuje już kilkanaście, czas zatem na jakieś eksplozje. Fabuła to kiepski żart. Aktorstwo.. aktorstwo? Jeśli jednak chodzi o akcję – scenarzystom puściły wodze fantazji, dzięki czemu nasi bohaterowie i ich pojazdy skaczą, latają, wybuchają, a co najważniejsze – nie dopuszczają do tego, by oderwać oczy od ekranu.
Wystarczy spojrzeć na oceny tego filmiu w porównaniu z poprzednimi częściami serii. "Furious 6" zarzuciły kino skupione na wyścigach na rzecz prostego kina akcji i był to strzał w dziesiątkę. Poprzednie odsłony nie mają startu przy tej produkcji, nie tylko w box office. Ba! Twórcom udało się nawet zafundować w finalnej partii fabularny twist, którego prawie trudno się domyślić! Poza tym królują żarty w stylu tak głupie, że aż śmieszne, czaszka Vina Diesela i mięśnie Dwayne'a Johnsona, który tym razem strzela z broni, a nie jagódkami.
Nie zrozumcie mnie źle – to nie jest tak, że "Szybcy i wściekli 6" to jakieś arcydzieło. Nie jest to nawet film dobry. Cała środkowa część filmu przymiera fabularnym głodem, nudząc niemiłosiernie. Z ekranu chyba nawet nie pada poprawnie złożone zdanie, które nie byłoby z tego czy innego powodu deblizmem. Samochody – w zależności od potrzeb sceny – mają setkę biegów, lub nie mają ich w ogóle. Są niezniszczalne lub reprezentują tę samą odporność na zgniecenia, co kartka papieru. Ale przez specyficzne podejście do praw fizyki i tym podobnych bzdur, obraz ten funduje kawał dobrze skrojonej rozrywki, podlanej sosem z benzyny i testosteronu.
Jest taka scena w ubiegłorocznym (i niezasłużenie zapomnianym) "21 Jump Street", gdzie przez długi pościg nie wybucha cysterna z benzyną, płonące samochody, natomiast pickup wiozący kurczaki eksploduje jak beczka trotylu rodem z kreskówki Looney Tunes. "Szybcy i wściekli 6" idą o krok dalej i pokazują, że wybuchać może absolutnie wszystko. Jeśli auto nie wybucha znaczy to tyle, że jeden z bohaterów nie zdążył z niego wyskoczyć lub do czegoś mu się jeszcze ów pojazd przyda. Jedyną wartością tego filmu jest nieskrępowana rozrywka. Poza jej ogromną dawką nie da się nic dobrego o nim napisać ani powiedzieć, ale w kategorii odmóżdżacza wiosny Vin Diesel i koledzy nie mają konkurencji.
Autor: Michał Stachura