Od urodzenia kreowani jesteśmy na istoty społeczne, które nie potrafią bądź nie mogą żyć poza społeczeństwem. Nasze zachowania regulują niekończące się potrzeby. Ale co się dzieje, kiedy to okazuje się niewystarczające i mimo przynależności do grup formalnych i nieformalnych, pierwotnych i wtórnych, ekskluzywnych i inkluzyjnych, nagle dopada nas stan SAMOTNOŚCI?
I gdzie jest wtedy gromada? Gdzie ludzie, do których przynależymy i z którymi łączą nas więzy społeczne? Ludzie sprzedają sobie nawzajem baśnie o życiu radosnym, przyjemnym oraz troskliwym. Przedstawiamy się jako jednostki kooperacyjne, zdolne do współpracy – niechętne do alienacji. Oddychamy, wstajemy, jemy, chodzimy, mówimy – wszyscy w swoim własnym tempie. Wyrażamy opinie, kreujemy autorytety oraz myśli – każdy na swój sposób. Owszem istnieje prawdopodobieństwo zetknięcia się z ludźmi, którzy czują podobnie jak my, ale czy nie jest to kwestia manipulacji schematów wrośniętych w naszą mentalność, proces socjalizacji?
Niektórym dane jest to szczęście i nie muszą powoływać się na pseudoautorytety, które są nimi tylko dlatego, że ich schematyczny tok myślenia odpowiada większości obywateli. Niestety jesteśmy zanurzeni w kulturze prawa silniejszego, chociaż tyle mówi się o państwie obywatelskim. Opieramy się na autorytetach, zamiast ufać swoim myślom. Posługujemy się pseudomoralnością, pseudoideologią, pseudowzorami. Dochodzi do tego, że żyjemy wśród ludzi czując się samotni.
Rozkosz samotności
Nie jesteśmy szczęśliwi. Czujemy się niezrozumiali. Większość społeczeństwa postrzega samotność jako coś destrukcyjnego oraz negatywnego, ale samotność ma też swoje pozytywy i powinniśmy się nimi rozkoszować, póki jest nam dane doświadczyć tego stanu.
Jesteśmy samotni, bo nie tworzymy związku z drugim człowiekiem. Jesteśmy samotni, bo nikt nie potrafi nas zrozumieć. Jesteśmy samotni, bo nie umiemy zasymilować się z nowym miejscem. Zapominamy, że samotność to tylko pewien etap potrzebny do otwarcia nam oczu na to, na czym wcześniej nasza uwaga była niewystarczająco skupiona – czyli na nas samych. Samotność stwarza okazję do bycia z własnym sobą, do poznania samego siebie. To czas, kiedy możemy stanąć twarzą w twarz ze swoimi wadami, słabostkami, żalami, lękiem, który nas ogranicza.
Samotność jest ćwiczeniem dla naszego ducha. Hartujemy się dzięki niej. Przyglądamy się wadom, grymasom, kaprysom, odkrywamy potrzeby, które tkwiły w nas od dawna. Prowadzimy rozmowy z własnymi myślami, analizujemy, uczymy się być kimś emocjonalnie niezależnym. Czasami okoliczności sprawiają, że życie zaczyna przypominać ciąg matematyczny. Popełniamy wciąż te same błędy, które z czasem stają się mechaniczne. Tracimy ufność wobec samych siebie oraz otaczających nas ludzi. Nasza pewność siebie spada, a relacje międzyludzkie wydają się płytkie i niezrozumiałe.
Nasza egzystencja oparta jest na dialogu z otaczającym światem, ale żeby żyć w harmonii, najpierw trzeba poznać samego siebie i nie bać się spędzać czasu z samym sobą. Samotności nie należy się bać, bo nie jest żadnym potworem.
Autor: Daria Lisiecka