UCZELNIA:

“Fabryki bezrobotnych to mit”

Wprowadzeniem do problemu był list otwarty dr Pawła Walczaka, w którym sprzeciwił się on rozpowszechnianiu opinii o tym, że po kierunkach humanistycznych nie ma przyszłości na rynku pracy.

Tym tematem zajmiemy się w czwartkowej odsłonie programu VIP Room. Naszym gościem będzie dr Paweł Walczak. Początek programu o godzinie 9:30.

Poniżej zamieszczamy w całości list otwarty, skierowany przez dr Walczaka do mediów.

Jedna z zielonogórskich szkół średnich o profilu technicznym zachęca kandydatów do wstąpienia w szeregi jej uczniów bannerem o osobliwej treści. Oto z plakatu uśmiecha się do nas dwóch młodzieńców. Jeden z nich jest ubrany w togę i biret, trzyma w ręku dyplom, nietrudno się domyślić, że to świeżo upieczony absolwent szkoły wyższej. Napis informuje nas, że jest to Mateusz (25 lat), który właśnie skończył studia humanistyczne i w związku z tym wybiera się za granicę, bo „tutaj nie ma pracy”. Drugi to Łukasz (lat 24), w kasku, stroju roboczym, z poziomicą na ramieniu, zdrowy, silny, przystojny, dobrze zbudowany, słowem – człowiek sukcesu. Potwierdza to napis, z którego dowiadujemy się, że Łukasz „pracuje w branży, zaocznie studiuje budownictwo, zastanawia się nad kupnem mieszkania”. Plakat zachęca odbiorcę do podjęcia właściwej decyzji: „A ty? Wybierz mądrze!”. W domyśle – mądrze oznacza: „broń Boże nie studiuj kierunku humanistycznego!”. Humanista to frajer!

To tylko jeden z wielu przejawów powielania niesprawiedliwego i bardzo szkodliwego stereotypu, przeciwko któremu chcę stanowczo zaprotestować. Pojawienie się tego stereotypu jest, jak sądzę, efektem ubocznym kampanii społecznej na rzecz promocji wykształcenia ścisłego i technicznego, która jest prowadzona w mediach od kilku lat. Nadinterpretacja słusznego poniekąd przesłania tej kampanii doprowadziła do nieporozumienia: oto bowiem kampania została odebrana nie tylko jako zachęta do studiowania kierunków ścisłych, lecz również jako diagnoza przyczyn bezrobocia wśród młodych ludzi. Słyszymy bowiem, że wszystkiemu winne są uczelnie, które „źle” kształcą młodzież, proponując kierunki „niedostosowane do rynku pracy”, absolwenci „śmieciowych” kierunków (zwłaszcza humanistycznych) zostali wręcz oszukani, wyrolowani, pozostawieni sami sobie z bezwartościowymi dyplomami, z nikomu niepotrzebnymi umiejętnościami i wiedzą, która do niczego im się nie przyda. Sytuacja na rynku pracy jest nieciekawa – ale wiemy już kto jest winien. Unikaj tych oszukańczych „fabryk bezrobotnych”, studiuj tylko kierunki inżynierskie, a najlepiej nie studiuj wcale – od razu ucz się zawodu – będziesz mógł kupić sobie mieszkanie w wieku 24 lat! W ten sposób dziecko zostało wylane z kąpielą…

Do chóru oburzonych dołączają coraz to nowe głosy. Za przykład może posłużyć słynny już list Prezesa PZU SA Andrzeja Klesyka, w którym „w imieniu pracodawców” krytykuje system szkolnictwa wyższego, obarczając uniwersytety winą za bezrobocie wśród absolwentów. To właśnie ta wypowiedź wprowadziła w obieg wyrażenie „fabryka bezrobotnych”, gdzie w domyśle przypisuje się ową produkcję bezrobotnych głównie wydziałom humanistycznym. Przed kilkoma miesiącami w „Gazecie Wyborczej” pojawiła się informacja, że kierunkiem, po którym najtrudniej jest dostać pracę, jest filozofia. Autor informacji pod koniec artykułu ujawnia w jaki sposób zdobył tę „informację”: dzwonił do Powiatowych Urzędów Pracy i pytał czy są jakieś oferty pracy dla absolwentów filozofii… Równie znacząca i poznawczo wartościowa była niedawna wypowiedź Premiera, według którego lepiej jest być zatrudnionym spawaczem, niż bezrobotnym politologiem. Zaskakujące dla mnie, a zarazem zasmucające, jest to, że temu stereotypowi ulegają również sami pracownicy nauki, dokładając swój kamyczek do tego medialnego ogródka. Profesor Marian Miłek był łaskaw wypowiedzieć się w tej sprawie i wyraził opinię, że absolwenci Wydziału Humanistycznego co najwyżej kończą jako kasjerzy w supermarketach („Gazeta Wyborcza” 13.02.2013). Jestem bardzo ciekawy źródła przesłanek, z których Profesor Miłek wyciągnął taki wniosek. Jako przedstawiciel nauk ścisłych Profesor zapewne wie, że z fałszywych przesłanek nie może wynikać prawdziwy wniosek.

Problem polega na tym, że wszystkie te opnie są jedynie opiniami właśnie, które nie opierają się na rzetelnej analizie stanu rzeczy, nie odwołują się do żadnych twardych danych, nie opisują faktów. Autorzy tych wypowiedzi nie silą się nawet na głębszą refleksję i nie dostrzegają złożoności problemu. Nie zdają sobie sprawy, że tego typu opinie wygłaszane w mediach przyjmują postać wiedzy i udając fakty budują fałszywą świadomość społeczeństwa, utrwalają błędny obraz rzeczywistości, która jest zazwyczaj dużo bardziej złożona. Sytuacja jest o tyle poważna, że dotyczy przecież ważnej społecznie kwestii. Niestety nie dysponujemy rzetelnymi badaniami na temat losów absolwentów szkół wyższych. Na taki monitoring karier stać nieliczne uczelnie, których absolwenci zazwyczaj dobrze sobie radzą, w związku z czym ich wyniki nie odzwierciedlają faktycznego stanu rzeczy. Nie mamy danych o tym, w jaki sposób radzą sobie absolwenci uczelni poszczególnych kierunków, w poszczególnych regionach kraju. Najczęściej słyszymy, że wśród bezrobotnej młodzieży więcej jest absolwentów kierunków humanistycznych i społecznych, niż kierunków ścisłych. Nic dziwnego skoro dotąd zdecydowana większość młodzieży studiowała właśnie takie kierunki. Czy ktoś się pokusił o obliczenie proporcji? Ktoś powie, że przecież absolwenci kierunków humanistycznych i społecznych najczęściej nie dostają pracy „w zawodzie”. Jednakże czy uniwersytety i szkoły wyższe to szkoły zawodowe? Czy powinniśmy oczekiwać, że studia przygotowują do wykonywania konkretnego zawodu? Oprócz nielicznych wyjątków u n i w e r s y t e t y kształcą u n i w e r s a l n i e wykształconych ludzi. Ktoś powie, że właśnie na tym polega ich słabość. Czy rzeczywiście? Czy jesteśmy w stanie przewidzieć na jakie „zawody” będzie zapotrzebowanie za kilka lat? I czy rzeczywiście pracodawcy oczekują absolwentów przygotowanych do wykonywania konkretnego zawodu?

Znawcy tematu wskazują raczej na to, że w przyszłości bardziej ceniona będzie pasja i gotowość uczenia się niż profesjonalna wiedza. Za sprawą postępu technologicznego dostęp do wiedzy jest coraz łatwiejszy, potrzebni będą ludzie potrafiący i chcący się uczyć przez całe życie. Badania oczekiwań pracodawców jednoznacznie wskazują na to, że dla pracodawców od tzw. wiedzy twardej (zawodowej), ważniejsze są kompetencje miękkie. Znalazły się wśród nich: efektywna komunikacja; języki obce; otwartość na uczenie się i stały rozwój; zaangażowanie; praca w zespole; umiejętność określania i uzasadniania priorytetów; etyczne postępowanie jako podstawa w działaniu; odpowiedzialność; umiejętność organizacji pracy i efektywnego zarządzania czasem; elastyczność i zdolność do adaptacji. Pracodawcom zależy także, by absolwenci mieli te kompetencje kończąc uczelnię i nie musieli ich "od zera" nabywać w pracy. Podkreślali także, jak ważne są otwartość na uczenie się, umiejętność współpracy z ludźmi z różnych krajów, przedstawicielami innych kultur i religii, a także logiczne myślenie (na podstawie badania przeprowadzonego przez Ernst & Young na zlecenie Szkoły Głównej Handlowej oraz Amerykańskiej Izby Handlowej w Polsce). Powyższe kompetencje należą do podstawowych efektów kształcenia wszystkich kierunków humanistycznych. Są one kształtowane w przynajmniej takim samym stopniu co na kierunkach ścisłych i technicznych.

O tym jak radzą sobie absolwenci filozofii opowiadają bohaterzy reportażu opublikowanego w tygodniku „Przegląd” (nr 17-18/2013) zatytułowanym „Rozepchany umysł”. Ci młodzi ludzie pracują w rozmaitych branżach, realizują swoje pasje, które udaje im się łączyć z pracą zarobkową. Wszyscy zgodnie podkreślają, że w odkryciu ich pasji oraz w znalezieniu sposobu na to w jaki sposób na tej pasji zarobić, największą rolę odegrała filozofia, którą studiowali. Przykład takiego kierunku jak filozofia jest w tym kontekście znaczący, większość bowiem jest przekonana o niepraktyczności i nieprzydatności takich studiów. To właśnie o absolwentach filozofii, ale także politologii, historii czy kulturoznawstwa najczęściej mówi się, że zostali oszukani. Czy jest ktoś, kto jest w stanie zaręczyć, że o dzisiejszych studentach inżynierii środowiskowej, zarządzania, budownictwa, mechaniki czy popularnego bezpieczeństwa narodowego, za 5-10 lat dziennikarze nie napiszą tego samego? Tymczasem Ci absolwenci filozofii, z którymi mam bezpośredni lub pośredni kontakt (a jest ich wielu) nieźle sobie radzą i żaden z nich nie żałuje lat spędzonych na studiowaniu tego kierunku.

Swój list kieruję do dziennikarzy, to bowiem Wy, Szanowne Panie i Panowie Redaktorzy, w dużej mierze przyczyniacie się do rozpowszechniania i utrwalania tego stereotypu. Wielu z Was z dużym zaangażowaniem, bezkrytycznie i bezrefleksyjnie nagłaśnia nieprzemyślane opinie, bezwartościowe wypowiedzi, wyświechtane frazesy, które niewiele mają wspólnego z faktami. Współodpowiadacie w ten sposób za tworzenie błędnego wyobrażenia o świecie, a pamiętać musicie, że na podstawie tych wyobrażeń ludzie podejmują ważne życiowo decyzje. Pod wpływem tego stereotypu wielu młodych ludzi podejmuje decyzje sprzeczne ze swoimi zainteresowaniami i predyspozycjami, kuszeni wizją pewniejszego zatrudnienia wybierają kierunki wbrew swoim pasjom i talentom. Są poddawani ogromnej presji ze strony mediów, nauczycieli, rodziców – ba, profesorów i samego premiera. W rozmowach ze studentami coraz częściej słyszę historie typu: „interesuję się literaturą i historią sztuki, dlatego studiuję marketing i zarządzanie”. Absolwenci szkół średnich, którzy nie czują się mocni w naukach ścisłych, a jest ich przecież większość, czują się zagubieni. I chociaż z punktu widzenia ich rozwoju intelektualnego najrozsądniejszym wyborem byłoby studiowanie na którymś z kierunków humanistycznych, wybierają bezpieczeństwo narodowe. Bo choć to studia na Wydziale ekonomii i Zarządzania (co samo w sobie brzmi dobrze…) to nie ma w programie matematyki i fizyki… W ten właśnie sposób trwoni się wielki potencjał, zaprzepaszcza szanse na rozwój wielu utalentowanych humanistycznie ludzi, osłabia – modne ostatnio pojęcie – tzw. kapitał ludzki. I to często za pieniądze z programu o tej samej nazwie!

Bardzo lubicie powtarzać, że uczelnie powinny „przystosowywać ofertę do rynku pracy”. A czy zastanowiliście się przez chwilę co to może oznaczać? Czy zadaliście sobie trud sprawdzenia w jaki sposób powołuje się nowe kierunki? Czy zadaliście sobie pytanie co zrobić z kadrą, która kształciła się przez wiele lat, na którą państwo wydało mnóstwo pieniędzy? Czy owo „dostosowanie” miałoby oznaczać, że nagle dorobek ludzi, którzy na badania i rozwój dyscypliny poświęcili często połowę życia, uznajemy za bezużyteczny i wysyłamy ich – wraz z całym ich potencjałem – na margines społeczeństwa, bo w regionie powstaje fabryka, i potrzebujemy „fachowców”? I czy jesteśmy pewni, że za kilka lat jakiś szacowny inwestor nie zmieni zdania i nie zamknie fabryki lub stwierdzi, że od dziś produkujemy coś innego i w związku z tym potrzebujemy innych „fachowców” – więc cała zabawa w „dostosowanie” zaczyna się od nowa?

Szanowne Panie i Panowie Redaktorzy – nie idźcie tą drogą! Wykształcenie to nie tylko fach w ręku. Od następnych pokoleń oczekujemy innowacyjności i kreatywności. A tych nie ma bez idei, bez myślenia, bez konfrontacji z dorobkiem kulturowym poprzednich pokoleń. Nie przekreślajcie znaczenia wykształcenia humanistycznego – wszak większość z Was takie studia ma za sobą.

dr Paweł Walczak

Instytut Filozofii Uniwersytetu Zielonogórskiego

Autor: Damian Łobacz

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00