Aureola firm czy luz i swoboda?
Jest jednak jeszcze jeden podział, ale zaistniały przez pryzmat istnienia wielu firm i organizacji. Otóż możemy mówić o formach instytucjonalnych oraz niezależnych.
Pierwsza z nich – instytucjonalna. Czy ktoś kupował kiedyś wczasy u pośrednika, dajmy na to: w biurze podróży? Zastanawiał się ktoś, jakie ono, to biuro, w ogóle jest? Zbierał opinie o nim? Idźmy dalej: imprezy integracyjne, wyjazdy wraz przyjaciółmi z atrakcjami, które zapewnią agencje eventowe? Czym są te „twory”? To nic innego, jak zlecenie komuś wykonania szeregu prac związanych z organizacją zabawy. Klasyczny (uwaga, pojęcie stricte ekonomiczne!) outsourcing.
Druga – niezależna. Czyli organizacja „na daną chwilę”. Najczęściej spowodowana znudzeniem, chęcią odprężenia i relaksu. Co najważniejsze – spontaniczna. Czyli organizujemy na daną chwilę i bierzemy wszystko takie, jakie jest. Czasem zdarzy się spać pod gołym niebem… Czemu nie? Możemy mieć wiele atrakcji, np. zastanie nas deszcz. Teraz pytanie, jaki? Deszcz letni, wprost z zachmurzonego nieba? Będziemy mokrzy, potem zapewne przeziębieni, ale… ta chwila, którą żyjemy, machamy na to ręką i mówimy sobie: „a niech leci!”. Mamy jeszcze deszcz meteorytów. Ten to wrażenia, emocje, ukochana osoba przy boku i wołanie: „patrz, patrz!”. I… wokół ciemno. Tylko księżyc, gwiazdy… Te spadające i nie tylko. Chwila, kiedy czas liczy się w nowych jednostkach. W przelocie gwiazdy na niebie…
Houston, mamy problem!
Koniec już. Pora z kosmosu zejść na ziemię i zastanowić się, która z form jest lepsza. Bo teraz o tym, co zrobimy i jak się będziemy bawić, decydujemy my sami. Nikt, jak w dzieciństwie, nie wykupi nam dwutygodniowego pobytu na koloniach, nie zorganizuje biwaku i ogniska jako największej atrakcji turystycznej, nie zorganizuje zabawy w podchody (kto układał strzałki z szyszek, patyków?). Wszystko leży w naszych rękach. Mamy pieniądze, wolny czas i… wybór.
Odpowiedzialność wziąć na siebie czy przekazać ją komuś? Dbać o bezpieczeństwo, a gdyby coś się stało na prywatnej imprezie, zostać „na lodzie” i wzywać na gwałt karetkę? Za to mieć świadomość, że zaoszczędziło się pieniądze, które można wykorzystać na atrakcje.
Przed takimi dylematami stoi każdy z nas. Sposób podejmowania decyzji jest podobny do sposobów, których nauczyliśmy się w szkole na naukach społecznych. Ale… Może też być spontaniczny.
Co bardziej cenimy? Spokój ducha? Wybieramy pomoc instytucji. Imprezę na spontan (sic!)? Ufamy swoim zdolnościom organizatorskim. Nie ma nic lepszego niż komfort wyboru i właśnie jego w codziennym życiu nam brakuje. Przytłoczeni codziennymi obowiązkami (a nuż ktoś zadzwoni, wyjazd odwołany) ulegamy presji ludzi i sytuacji. W czasie wakacje jesteśmy sami, ulegamy tylko sobie.
Uwaga! Część dla pracoholików. I nie tylko…
Można jeszcze wakacje spędzić przy biurku, planując cały następny rok pracy. To, co chce się osiągnąć, na co nie było czasu, co tli nam się w głowach od dawna. Można wreszcie udać się do lekarza, bo kto wie, czy głowa w ostatnich dniach bolała nas z przepracowania, czy z powodu… (w czasach, kiedy diagnostyka jest tak ważna i ganimy lekarzy, że są mało skuteczni, weźmy sprawy w swoje ręce!).
Książka! Powinno się to słowo „tagować”. Bardzo rzadko używane! Myślisz sobie: „w roku akademickim nie korzystam, a w wakacje będę?”. Owszem, w wakacje, tylko wtedy zaistnieje hasło: „czytam to, co lubię”.
Można wreszcie – wersja prostudencka – odespać cały rok. Zwiększyć średnią roczną przespanych godzin, spać połowę dnia i cieszyć się, że nie jest z nami jeszcze tak źle.
Co by nie napisać o każdej z form spędzania czasu wolnego, strzeżmy się tych, które wywierają na nas presję, ponieważ to ona, a nie wysiłek wkładany w obowiązki, jest dla nas najbardziej męcząca, zarówno psychicznie, jak i fizycznie.
Zatem odpoczynku pełnego wolnych wyborów!
PS Autorka tego artykułu rozumie, że czytają go różne grupy ludzi, w związku z tym prosi o wyrozumiałość tych, którzy czytają go w tzw. „kwadransie kawowym” przy biurku i prosi o zamienienie słowa „wakacje” synonimem „urlop” 🙂
Autor: Karolina Gębska