Początek spotkania wlał w serca fanów zielonogórskiego basketu prawdziwą nadzieję. Podopieczni Michailo Uvalina konsekwentnie realizowali założenia taktyczne, a rywal nie mógł znaleźć recepty na ich grę strefową. Niespodzianką była pierwsza piątka, w której pojawił się Craig Brackins. Ten z kolei nie dawał szans Włochom przy zbiórkach. Za zdobywanie punktów poważnie zabrał się Christian Eyenga, który w pierwszej kwarcie uzbierał 8 oczek. Ponadto uradował kibiców fenomenalnym wsadem po podaniu Łukasza Koszarka. Wtedy już nikt nie miał złudzeń. Stelmet walczył, walczył jak nigdy dotąd.
Druga kwarta to dalsze punktowanie rywala w wykonaniu gospodarzy. W tej części na parkiecie uaktywnili się David Barlow i Erving Walker. Amerykanin zaskoczył zawodników Montepaschi „trójką” z odległego dystansu. Z kolei „Koszar” i Dragicevic skutecznie przedzierali się pod tablicę mistrza Włoch. Pierwsza połowa zakończyła się głośnymi śpiewami na trybunach i wynikiem 35:27.
W szatni trener Marco Crespi musiał dobrze zmotywować swoich zawodników, ponieważ ci zaczęli nadrabiać straty, aż doprowadzili do remisu. Twórcami tej pogoni byli Daniel Hacket i Taylor Rochestie. Uvalin zareagował szybkim czasem i znów naprowadził zielonogórzan na odpowiednie tory. Obraz gry nieco zakłóciły szalone akcje Ervinga Walkera, które kończyły się stratami. Warto zauważyć, że niziutki rozgrywający znów miał problemy ze śliskim parkietem (bądź obuwiem).
Ostatnie starcie tego wieczoru to nieprawdopodobna wiara, zaangażowanie i chęć zwycięstwa. Co prawda na trybunach nie było kompletu, ale ci, którzy się pojawili w CRSie nie mieli czego żałować. Takiego dopingu zielonogórski dream team z pewnością nie może się powstydzić. Jak przystało na prawdziwego kapitana, Łukasz Koszarek wziął ciężar gry na siebie. Poczęstował rywali efektownymi trójkami, a do niego dołączyli się koledzy. Na niespełna dwie minuty do końca na tablicy wyników widniało 64:61. Wtedy jednak gospodarze nie stracili zimnej krwi i fenomenalnie wyśrubowali wynik. Włosi próbowali się jeszcze ratować faulami, jednak to było jak woda na młyn dla zielonogórzan. Ostatnia akcja meczu to 2+1 w wykonaniu Przemysława Zamojskiego, który tuż przed syreną końcową został sfaulowany przy wsadzie. Do tego dorzucił jedno oczko z wolnego.
73:65 to wynik, o którym marzyli kibice, zawodnicy, sztab trenerski i włodarze klubu. Sen się spełnił, a teraz przed drużyną kolejne ważna spotkania. W najbliższy poniedziałek w Zielonej Górze pojawi się dołujący w tabeli AZS Koszalin, a tydzień zakończy piątkowe starcie z Galatasarayem Liv Hospital Istanbul.
Stelmet Zielona Góra – Montepaschi Siena 73:65 (16:13, 19:14, 14:17, 24:21)
Stelmet: Koszarek 15, Eyenga 13, Dragicević 12, Zamojski 9, Walker 7, Barlow 7, Brackins 6, Hrycaniuk 4, Chanas 0, Sroka 0.
Montepaschi: Carter 16, Hackett 12, Rochestie 11, Ress 8, Vigiano 7, Ortner 4, English 3, Green 2, Hunter 2.
Autor: Wojciech Góralski