Piotr siedział w pełnym przedziale pociągu do Warszawy. Na dwa dni przed świętami kierownictwo wysłało go, na bardzo ważne i jak zawsze niezbędne szkolenie. Nie był z tego powodu szczęśliwy. O wiele bardziej chciałby spędzić te ostatnie dni w biurze, pracując spokojnie i ciesząc się na zbliżające święta, które miał spędzić z rodzicami i siostrą. Niestety, nie miał wyjścia i teraz podążał do stolicy wpatrując się znudzonym wzrokiem w krajobraz za oknem. Wyjechał już o świcie, nie chcąc się spóźnić. Na miejscu miał zgłosić się już dziś po południu, bo na wieczór przewidziane były początkowe zajęcia. Zapowiadała się długa i nużąca droga. Przymknął oczy, wsłuchując się w monotonny dźwięk jadącego składu. Oparł głowę o zagłówek fotela i w końcu zasnął.
Dotarł na miejsce spóźniony tylko kilka minut. Na dworze zrobiło się już ciemno i jeszcze mroźniej. Wciąż padał śnieg, pokrywając wszystko białym puchem. Z dworca wziął taksówkę, za którą sporo przepłacił. Na szczęście hotel okazał się przytulny i niezbyt duży, co go bardzo ucieszyło. Zameldował się szybko i wskoczył pod prysznic, żeby odświeżyć się przed początkowymi zajęciami.
Kolejne dwa dni minęły mu dość szybko, na niezliczonej ilości wykładów, przeplatanych przerwami na kawę i posiłki. Wieczorem, po kolacji odbywały się rozmowy branżowe, przy udziale dość sporej ilości alkoholu. Czuł się wycieńczony i zmęczony. Myślał tylko o wyjeździe i spokojnej drodze do domu.
Wybiła szósta rano 24 grudnia. Odezwał się natarczywy alarm telefonu. Wstał ociężale z łóżka, trzymając się za głowę. Powrotny pociąg miał za dwie godziny. Nalał sobie wody i połknął dwie tabletki paracetamolu. Czuł się koszmarnie i nie miał ochoty nawet na śniadanie. Umył się i zaczął szybko pakować, żeby jak najszybciej stąd odjechać.
Godzinę później stał przy kasie biletowej i kupował bilet z rezerwacją. Na dworcu kręciło się mnóstwo zniecierpliwionych podróżnych i sporo stałych bywalców. Jeden z nich, niski, łysawy mężczyzna, ubrany w zieloną kurtkę stanął przy nim i wyciągnął rękę.
– Panie, dołóż pan do biletu – wymamrotał niewyraźnie.
Piotr ledwo na niego spojrzał i odszedł bez słowa. Z biletem w ręce skierował się do najbliższego dworcowego baru, żeby przeczekać czas do odjazdu. Zamówił kawę, rogala i usiadł przy stoliku w kącie. Po chwili dostrzegł jak mężczyzna, który go niedawno zaczepił gramoli się do stolika obok. Nieznajomy sapał, prychał i ciągle się wiercił, przy okazji popijając napój z kubka. Po piętnastu minutach jednak zakończył wizytę i wyszedł.
Piotr odetchnął z ulgą i spojrzał na zegarek. Pozostało mu zaledwie dwadzieścia minut. Powoli wstał i zaczął się ubierać. Złapał się odruchowo za lewą kieszeń płaszcza.
– O cholera! Gdzie mój portfel?! – zaklął wystraszony.
Zaczął nerwowo przeszukiwać garderobę i torbę. Zrobiło mu się gorąco, a na czole poczuł krople potu. Po kilku minutach złapał bagaż i prawie biegiem wypadł na hol dworca. Zaczął rozglądać się dookoła. W końcu wyszedł na podjazd dworca, gdzie pomimo zakazu wszyscy palili papierosy. Chwilę się przyglądał, aż w końcu zauważył przy jednym z filarów mężczyznę w zielonej kurtce. Gdy powoli podchodził w jego stronę, tamten nagle ruszył szybkim krokiem w przeciwnym kierunku. Piotr zaczął coraz szybciej iść, a później puścił się za nim biegiem.
Po krótkim pościgu zdołał zatrzymać mężczyznę.
– Gdzie mój portfel? – zagrzmiał zdyszanym głosem.
Bezdomny skulił się w sobie i spuścił wzrok. Jedną dłonią sięgnął do kieszeni.
– Przepraszam, ale strasznie chce mi się jeść. Nic nie miałem w ustach od dwóch dni – mówił powoli, oddając skradziony przedmiot.
– To nie powód, żeby mnie okradać! – krzyczał Piotr zdenerwowany całą sytuacją.
Cieszył się, że odzyskał wszystkie dokumenty i pieniądze, ale zupełnie nie rozumiał sytuacji i motywacji człowieka, który stał teraz przed nim. Spojrzał na niego w świetle latarni i zamyślił się. Bezdomny trząsł się z zimna, a strąki jego nielicznych włosów porywał mroźny wiatr.
Piotr po chwili spojrzał na zegarek. Stwierdził, że pociąg do domu już mu odjechał, a na następny będzie musiał poczekać kilka godzin.
– Jesteś głodny? – zapytał.
Mężczyzna w prochowcu potakująco kiwnął głową.
– Masz z kim spędzić wigilię?
– Nie.
– No to idziemy na wyżerkę. Mam nadzieję, że opowiesz mi o sobie.
Autor: Marcin Radwański