W Orbicie wrzało niesamowicie. Zastal nie zawiódł bo postawił się faworytowi, ale teraz liczą się tylko zwycięstwa. We Wrocławiu nie udało się jednak wygrać. Mimo 40-minutowej pogoni wojskowi wygrali we własnej hali 91:82. W meczu nie zagrał Zachary Simmons. Trener Jovanović musiał zrezygnować z jednego obcokrajowca.
Początek meczu był wyrównany, ale gościom udało się dotrzymywać kroku wojskowym do 4 minuty kiedy było 9:8. Już po sześciu i pół minuty gry Veljko Brkić miał dwa faule. To wymusiło przesunięcie Michała Kołodzieja na pozycję środkowego, bo Serb musiał w tej sytuacji zejść z boiska. Śląsk uciekł na 19:12, tlenu Zastalowi dała trójka Ty’a Nicholsa, ale błyskawicznie zza łuku odpowiedział Błażej Kulikowski. Gospodarze mieli wtedy już 4 celne trafienia za 3 przy 9 próbach. Biało-zielonym udało się zniwelować stratę do -5 gdy równo z syreną trójkę dał Robert Perry. Zastalowcy w porównaniu do meczu z Arką zdecydowanie poprawili skuteczność w tym elemencie gry i notowali po pierwszej kwarcie 3/7 zza łuku.
W drugiej odsłonie szansę dostał Maciej Żmudzki jednak było widać po nim brak ogrania. Już w pierwszej akcji podał piłkę do rywala. Równie wyraźne było to, że Darius Perry nie dawał Zastalowi stabilności w ataku i tak Śląsk po kolejnych sześciu minutach wyszedł na +15. Swoją trzecią trójkę ustrzelił wtedy Adam Waczyński. Były reprezentant Polski do tego momentu pomylił się jedynie raz. Zielonogórzanie także poszukali swoich szans z dystansu. To dało efekt. Najpierw trafił Filip Matczak, następnie Kołodziej, a z Nicholsem na piłce gra układała się po prostu lepiej. Amerykanin dołożył w drugiej kwarcie dwie akcje 2+1 dzięki czemu udało się zejść na -7, ale ostatnia akcja należała do Justina Robinsona, który przeprowadził w cztery sekundy rajd przez całe boisko i ustalił wynik do przerwy na 52:43.
Otwarcie trzeciej kwarty to popis Zastalowców. Dwa razy za dwa trafił Matczak, raz Grady i zrobiło się 52:49. BIało-zieloni wyglądali grali agresywniej w obronie co pozwalało zmniejszać straty, ale Śląsk odpowiedział trójką Davisa, kolejną dołożył Kulikowski i znów goście musieli niwelować dystans siedmiu oczek. Dodatkowo czwarty faul popełnił Brkić i znów Vladimir Jovanović musiał zmienić ustawienie. Obniżone bo Kołodziej ponownie przestawił się na “5”, a na boisko wszedł Perry, który raził nieskutecznością i brakiem pomysłu na rozgrywanie. Przewaga centymetrów Śląska pod koszem może nie była bardzo wyraźna, ale 18-krotny Mistrz Polski znów prowadził różnicą dziewięciu punktów.
Ty Nichols dawał tego wieczoru pewność gry i punkty czwartą odsłonę rozpoczął od trafienia za trzy. W ustawieniu z nim, Matczakiem, Sitnikiem, Kołodziejem i Brkiciem Zastal tworzył kolektyw, który faktycznie grał o zwycięstwo. Niestety za piąty faul z tego zestawu wypadł Serb i trzeba było grać bez niego ostatnie 6,5 minuty. Do tego i tak mocno wrzącego kotła w Orbicie swoje dorzucili sędziowie. Już kilka wcześniejszych gwizdków przeciwko Zastalowi było mocno dyskusyjnych. Po orzeknięciu przewinieniu Michała Kołodzieja nerwy puściły kibicom i musiała interweniować ochrona. Gra została zatrzymana na kilka minut podczas, których z arbitrami dyskutował Mihailo Uvalin. Po powrocie do gry od stanu 75:66 biało-zieloni zanotowali run 6:0 i doszli Śląsk na trzy oczka, a po dwóch trafieniach Michała Sitnika spod kosza różnica wynosiła już tylko jeden punkt. Gdy było już bardzo blisko przypomniał o sobie weteran Waczyński, który z rogu trafił swoją czwartą trójkę, Senglin dołożył dwa oczka i gospodarze prowadzili 85:77. Zielonogórzanie rzucili się w ostatnią pogoń tego wieczoru, ale nic to nie zmieniło. Na kilkanaście sekund przed końcem obustronnie faulami technicznymi ukarano Senglina i matczaka. Zawodnik Śląska sprowokował zielonogórzanina, a ten nie chciał pozostać dłużny. Zawodników rozdzielali koledzy z drużyn.
WKS Śląsk Wrocław – Orlen Zastal Zielona Góra 91:82 (27:22, 25:21, 15:15, 24:24)