Grzegorz Turnau i Andrzej Sikorowski, bo o nich właśnie mowa, bez większego wysiłku zaskarbili sobie serca licznie zgromadzonej publiczności. Pomimo że program, który zaprezentowali, nie był wcale zaskoczeniem dla publiki.
Ci, którzy wydaną w ubiegłym roku wspólną płytę obu panów znali, wiedzieli też, czego mogą się spodziewać. Inni z przyjemnością słuchali „odgrzanych” kolejny raz piosenek, takich jak „Cichosza”, „Bracka”, „Bardzo smutna piosenka retro” czy „Nie przenoście nam stolicy do Krakowa”.
Jednak jako widz odniosłam wrażenie, że piosenki to jedynie tło do niezwykle ciepłego
i familijnego klimatu, który przywieźli ze sobą wykonawcy. „(…) I w tym to telewizorze po raz pierwszy ujrzałem płowowłosego histriona o oczach niebieskich jak dwa górskie jeziora, którym zieleni użyczają odbite w nich smreki” – sala pękała ze śmiechu po tym opisie postaci Sikorowskiego w wykonaniu Turnaua, a takich perełek było znacznie więcej.
Znakomity duet, i pod względem umuzykalnienia, i prezentowanej formy muzycznej, jak i pod względem zwykłości, ludzkości, intymnej prywatności, do wnętrza której nas ze sobą zabrali. – Bawimy się tym, co robimy, sprawia nam to niebywałą frajdę. Na tej trasie ewidentnie relaksujemy się i odpoczywamy od ciężkiej rzeczywistości – powiedział „UZetce” Andrzej Sikorowski. A Grzegorz Turnau wtórował: – Właściwie, wbrew pozorom, nie spędzamy ze sobą zbyt wielu momentów, a te nasze koncertowe spotkania dają nam niebywałą okazję do porozmawiania w spokoju o tym, co u nas słychać. To jest bardziej przyjacielskie spotkanie niż zobowiązanie zawodowe. Jadąc tutaj z Poznania Andrzej opowiadał mi na przykład o podróży do Chin, z której całkiem niedawno wrócił.
Mimo niemal pokoleniowej, bo osiemnastoletniej różnicy wieku, artyści doskonale się porozumiewają. A pomimo tylu lat wspólnej pracy (program „Pasjans dla dwóch” współtworzą od roku 1999), nadal nie mają siebie dosyć. – U mojego starszego kolegi nie drażni mnie nic – mówi Turnau. Lecz po chwili z charakterystycznym dla siebie humorem dodaje: – Właściwie to drażni mnie jego niezmiennie wysoka kondycja mimo już niemłodego wieku. Sądzę, że ja takich lat nie doczekam w takim stanie.
"Pasjans na dwóch” to program, który powstał na potrzeby występu w Papieskim Instytucie Polskim w Rzymie w roku 1999. Od tego czasu duet dołącza do swoich występów nowe piosenki, repertuar nie jest stały. Dlatego na zielonogórskim koncercie mogliśmy usłyszeć na przykład piosenkę „Pianista i ja” w wykonaniu Grzegorza Turnaua, której ten – jak sam przyznaje – nie wykonywał od około 12 lat. – Nie byłem nawet świadom tego, że jeszcze ją pamiętam! – dziwił się sam sobie po jej zaprezentowaniu publice. Jak mówi Andrzej Sikorowski, ten program nie powstał „z potrzeby portfela”. – Nie obawialiśmy się złego odbioru płyty przez publiczność. To jest tylko próba utrwalenia tego, co dzieje się podczas tego „Pasjansu” na estradzie. A trzeba oddać artystom, że dzieje się wiele wspaniałego. – Ten materiał nigdy nie miał ambicji, by być materiałem premierowym. To od początku jest spacer po sytuacjach, które już się na naszych ścieżkach zdarzyły, spacer z ludźmi, którzy już minęli poprzez piosenki, które już istniały. Raczej ma to charakter sentymentalny, wspomnieniowy – dodaje Grzegorz Turnau.
Serdecznie polecam więc zanurzenie się w klimat Krakowa, który „Magik i Małpiszon” oraz „Płowowłosy Histrion” (czyt. Grzegorz Turnau i Andrzej Sikorowski) utrwalili na płycie. A tym, którzy z wyczekiwaniem przeglądają stronę autorską pierwszego z bardów w nadziei na nową solową płyt
ę, polecam zapewnienie Grzegorza: – Na pewno, zdecydowanie na pewno nowa płyta pojawi się w przyszłym roku. Obiecuję to sobie, obiecuję to na koncertach widzom, a teraz mediom. Zdecydowanie wezmę się za siebie. Obiecuję. Autor: Joanna Oleszkiewicz