FILM:

Lobo zamiast Kevina

The Lobo Paramilitary Christmas Special

Część z Was wie, kim jest Lobo. Innym należy się kilka słów wyjaśnienia. Otóż Lobo, ostatni czarnianin (jego planeta uległa zniszczeniu), jest bohaterem amerykańskiego komiksu. W pewnym sensie można porównać go do bohaterów pokroju Batmana i Supermana. Może jeszcze do Ghost Ridera, bo Lobo też ma motocykl. Tylko, że… jest zabójcą i wiecznym imprezowiczem. W dodatku Lobo jest nieśmiertelny. Kiedyś umarł i poszedł do Nieba, ale zrobił rozróbę i Bóg postanowił go wyrzucić. Nieśmiertelność przypadła mu w ramach rekompensaty.

"Paramilitary Christmas Special" trwa 13 minut i jest bez problemu dostępny YouTube. Film zrealizowali miłośnicy komiksu, którym trzeba przyznać, że jak na amatorską produkcję, popisali się nie lada rozmachem.
Ubrany w skórę i pomalowany jak członek Kiss Lobo dostaje zlecenie od Złego Królika. Ma zabić… no kogo, skoro są Święta? Jasne, że Mikołaja. Historię opowiedziano pierwotnie w komiksie, jednak tutaj – z racji na brak miejsca – została skrócona do minimum. Szkoda, bo w oryginale Lobo wysłał wszystkim grzecznym dzieciom bomby w prezentach. Niemniej, psychodeliczny klimat został zachowany, więc ogląda się to bardzo przyjemnie. Zwłaszcza, że nie trwa długo.

Wiedźmikołaj

Ekranizacja powieści Terry’ego Pratchetta zrealizowana przez brytyjską telewizję Sky. Mikołaj – tym razem Wiedźmikołaj – znów ma problemy. Okazuje się bowiem, że ma wrogów, którym bardzo zależy na tym, żeby Boże Narodzenie – w pratchettowskim Świecie Dysku połączone z Nowym Rokiem i funkcjonujące jako święto Strzeżenia Wiedźm – po prostu się nie odbyło.

Pilnujący porządku świata Audytorzy nie mogą bezpośrednio ingerować w losy świata. Dlatego zamiast sami wykończyć Wiedźmikołaja, wynajmują do tego skrytobójcę. Najgorszego z możliwych. Nie zdradzę zbyt wiele, jeśli powiem, że misja szybko się udaje, bowiem tak naprawdę to dopiero początek filmu. I kiedy wydaje się, że dzieci na całym Dysku przeżyją największe rozczarowanie w dziejach, do akcji wkracza… Śmierć. Tak, tak, Śmierć, który założy na siebie czerwony kubrak i popędzi na saniach, by nagrodzić wszystkich, którzy na to zasłużyli.

Żyjemy w zacofanym kraju, do którego dociera mało wartościowych produkcji. Przynajmniej w oficjalnym obiegu jest z tym ubogo. Warto jednak trochę poszperać, by znaleźć "Wiedźmikołaja", bowiem pełno tutaj charakterystycznego dla Pratchetta absurdalnego humoru. Jeśli się nie uda, pozostaje literacki pierwowzór, który jest dostępny bez problemu. I jeśli by się zastanowić – jest jeszcze lepszy niż film.

Zły święty

Znów Mikołaj w roli głównej. Jakoś się utarło, że Boże Narodzenie kojarzy się wszystkim z grubasem z wielkim worem. Kościół grzmi, że konsumpcja zastępuje duchowy wymiar święta i im głośniej o tym mówi, tym bardziej ma rację. Takie czasy.

Jeśli znacie Mikołaja, jako sympatycznego kolesia, który sadza dzieci na kolanach i pozwala ciągnąć się za brodę, jesteście w wielkim błędzie. W rzeczywistości macie do czynienia z ordynarnym, agresywnym chamem, który ze względu na przegrany zakład, musiał się do Was przymilać. Nadchodzi czas, w którym "Święty" mówi "dość" i zaczyna się potężna rozróba. Nieodłączna butelka wódki, cygaro w gębie – taki właśnie jest pan, któremu dziękowaliście przez całe życie za klocki, lalki, słodycze i takie tam. W rolę Mikołaja wciela się Bill Goldberg, który na co dzień zawodowo zajmuje się wrestlingiem. Prawda, że idealny kandydat?

Krwawe święta

Nie lubię filmów, a w szczególności horrorów, będących remake’ami obrazów sprzed lat. Niestety przypadła mi w udziale wątpliwa, o czym dalej, przyjemność zapoznania się z „Krwawymi świętami” w reżyserii Glena Morgana.

Czasem kiedy ludzie mają już dość oglądania „Kevin sam w domu” zaznają natchnienia, które możemy porównać do stanu przewlekle niebezpiecznego. A wszystko to po to, by obdarować nas takim gniotem jakim są „Krwawe święta”. Jest to klasyczna powtórka z 1974 roku i filmu „Black christmas”. Dane jest nam  obserwować perypetie mieszkańców pewnego akademika,  których ni stąd ni zowąd wypatrzył sobie maniakalny morderca. Jak przystało na tego typu produkcję, jest krew, krew i jeszcze trochę i setki kilogram głupoty i debilizmu. Sztandarowe sposoby urozmaiconej eksterminacji połączone z dawka czarnego humoru i otrzymano flaki z olejem, porcja rodzinna.

Czasem szkoda nam czasu straconego na oglądanie głupich seriali, ale po bliższym poznaniu z „Krwawymi świętami” docenimy ich wartka akcję oraz życiowe prawdy spływające na nas jak łaska boska.

Zły mikołaj

Kiedy obejrzałem ten film po raz pierwszy mój światopogląd na temat świąt umarł żywcem przysypany szczelnie piaskiem. Do tamtego dnia nie sądziłem, że można zrobić film o Świętym Mikołaju bez Chevyego Chasea. Myliłem sie i byłem szczęśliwy z tej pomyłki.

Historia opowiada nam perypetie pewnego pijaczka i złodzieja w jednej osobie, który zarabia na życie jako Święty Mikołaj w jednym z supermarketów. Wieczny odór alkoholu oraz prostackie maniery to nieliczne z jego zalet. Pewnego dnia wpada na pomysł obrabowania sklepu z doskonale wyposażonym sejfem. Niestety Willie, czyli nasz Święty, jest mistrzem w "nicnierobieniu", chyba, że chodzi o picie i przypadkowy seks z jeszcze bardziej przypadkowymi kobietami. Pewnego dnia spotyka małego chłopca, który  całkowicie zmienia jego życie.

Doskonałe aktorstwo, między innymi Billiego Boba Thorntona w połączeniu z genialnymi dialogami oraz lawina humoru sprawiają, że „Złego Mikołaja” ogląda się z niesamowita radością i chce się wracać do niego za każdym razem kiedy karp i pierogi przestana nam się mieścić w brzuchach.

Autor: Łukasz Michalewicz, Maciek Kancerek

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00