Tradycyjnie poznajemy pewną dziewczynę, tym razem jest to Lauryn Kirk (Mary Elizabeth Winstead) , która pochodzi z biednej rodziny, jej rodzice nie żyją, mieszka w małym miasteczku, o którym nikt nigdy nie słyszał, a jej marzeniem jest… zostać profesjonalną tancerką.
Lauryn opuszcza rodzinną miejscowość, zostawiając w nim swojego brata i podupadający, po śmierci ojca, warsztat samochodowy. Postanawia wyruszyć na podbój tanecznego miasta – Chicago. Zgłasza się na przesłuchanie do renomowanej, prywatnej szkoły tańca i jak się można łatwo domyśleć… nie dostaje się.
Załamana porażką poznaje Danę (Tessa Thompson), z którą szybko się zaprzyjaźnia. Dana załatwia jej pracę w jednym z chicagowskich klubów tanecznych, jako księgowa. Tam poznaje smak życia nocnego i uczy się zmysłowych, kobiecych kroków tanecznych. Poznaje Russa, klubowego DJa, w którym zakochuje się i który uświadamia jej, że nie można rezygnować z marzeń. Lauryn zgłasza się jeszcze raz na casting, tam wspierana przez Russa zachwyca swoim tańcem jury i dostaje się do wymarzonej szkoły.
Jak dla mnie film jest zbitką dwóch produkcji sprzed kilku lat. Fabuła bardzo przypomina „W rytmie hip-hopu”, natomiast sam klimat filmu utrzymany troszeczkę w scenerii kobiecych, seksownych tanców z „Chicago”.
Muzyka z „Just Dance” nie jest specjalnie zachwycająca, chociaż w pamięci widza na pewno dłużej przetrwa utwór promujący film (Lady Gaga – Just Dance) niż sam film.
Dla przeciętnego widza – film dobry. Dla kogoś, kto pasjonuje się tańcem i filmami tanecznymi – film bardzo słaby. Można nawet stwierdzić, że za mało tańca w tańcu. Choreografie Tracyego Phillips’a i Dominica Carbone są bez wątpienia bardzo dobre, momentami znakomite. Lecz jak na film stricte o tańcu te dosłownie dwie, trzy choreografie to za mało. Film na pewno nie dorównuje, takim kultowym hitom jak „Rize Up”, czy „Chicago”.
Autor: Paula Mościcka