Utarło się, że nasi zachodni sąsiedzi są odwiecznymi wrogami Polski. Wbrew pozorom, relacje polsko-niemieckie na przestrzeni wieków nie wyglądały tak źle. Co więcej, zachodnia granica Rzeczpospolitej przez lata była najbezpieczniejsza, zaś większość wojen toczono na wschodnich rubieżach. Podobnie sytuacja wygląda dziś, gdy na zachodzie mamy Niemcy, z którymi współpracujemy w ramach Unii Europejskiej oraz NATO, zaś na wschodzie rośnie zagrożenie ze strony Rosji.
Na początku tworzenia się państwa polskiego było dość sporo konfliktów polsko-niemieckich. Z czasem jednak zaczęły one wygasać. W 1482 roku skończyła się wojna o sukcesję głogowską z Brandenburgią, zaś ostatni z konfliktów, który utożsamiany był z walką z Niemcami, miał miejsce w 1521 roku i zakończył się podpisaniem traktatu krakowskiego cztery lata później. Hołd pruski, bo o nim mowa, zakończył istnienie państwa krzyżackiego w dotychczasowej formie. Granica z Niemcami była bezpieczna do 1772 roku, kiedy doszło do I rozbioru Rzeczpospolitej, w którym brały udział Austria, Rosji i właśnie Prusy. Wobec powyższego, w zależności jak liczyć, zachodnia granica pozostawała bezpieczna od 251 do 310 lat.
Pozostałe tereny Rzeczpospolitej były w tym czasie w stanie niemal permanentnej wojny. Wzór dla szlachty stanowiła postawa starożytnych Rzymian, uosabiana w legendarnym Cincinnatusie, który porzucił swoje gospodarstwo dopiero w momencie gdy Rzym został zaatakowany. Podobnie szlachta wyobrażała sobie służbę Ojczyźnie, która miała polegać przede wszystkim na bronieniu własnych granic w razie ataku przeciwnika. Paradoksalnie, przy pacyfistycznych nastrojach szlachty, co rusz pojawiał się pretekst do wznowienia działań wojennych przez naród szlacheckich. Gdy na granicy z Rzeszą Niemiecką panował pokój, na pozostałych terenach Rzeczpospolitej trzeba było walczyć ze Szwedami, Moskalami, Tatarami, Turkami, Wołochami, Austriakami czy też Kozakami, a trzeba także pamiętać o walkach wewnętrznych, jakie miały miejsce w kraju – rokoszu sandomierskim, rokoszu Lubomirskiego czy też wojnie domowej na Litwie. Istotny jest także fakt, że nie były to pojedyncze walki, tylko z każdą z nacji szlachta musiała walczyć kilkukrotnie.
Tak jak przed stuleciami, scena polityczna w Polsce była podzielona, a opozycja względem władzy królewskiej działała prężnie (w myśl zasady rex regnat, sed non gubernat — „król panuje, ale nie rządzi”). Nawet gdy rodziły się poważne plany ekspansyjne dla Rzeczpospolitej, były one torpedowane już w samym zarodku, lub też w trakcie kampanii szlachta i magnateria nawzajem rzucała sobie kłody pod nogi, by ambitne plany nie zostały w pełni zrealizowane.
Za naszą wschodnią granicą sytuacja także kształtowała się podobnie jak w dzisiejszych czasach. Moskwa niegdyś starała się wybić na czoło pośród księstw ruskich, dziś z kolei próbuje odbudować swoje wpływy w państwach dawnego bloku wschodniego, aż w końcu uzyskała pozycję hegemona w Europie Wschodniej. Dziś także jak przed wiekami zagraża krajom nadbałtyckim czyli dawnym Inflantom, o które przez lata toczyła spory z Rzeczpospolitą. Z kolei wśród Kozaków, którzy mieli duże wpływy na ziemiach ukraińskich istniał podział na opcję promoskiewską, która zakładała poddanie się carowi, jak i propolską, której przedstawiciele zamierzali być lojalni względem króla i Rzeczypospolitej (różnica polega na tym, że dziś mamy do czynienia z podziałem na osi wschód – zachód, natomiast przed wiekami w grę wchodziła jeszcze opcja protektoratu tureckiego nad kozaczyzną).
Jak widać, pod pewnymi względami istnieje wiele analogii pomiędzy sytuacją, jaka miała miejsce przed wiekami a dzisiejszą. Granica zachodnia pozostaje stabilna, z Niemcami nie ma większych konfliktów (ostatnim były prawdopodobnie „ustawki” pseudokibiców w czasie Mistrzostwa Świata 2006, które odbywały się w Niemczech). Istnieją i prawdopodobnie istnieć będą dalej stereotypy pomiędzy Polakami i Niemcami, jednak od strony zachodniej możemy czuć się bezpiecznie, co więcej możemy tam szukać sojuszników. Z kolei znowu, jak przed wiekami na wschodzie „grozi burzą” i oby tylko na groźbie się skończyło.
Przemysław Kalwara
Autor: Przemysław Kalwara