Nie ma w tym nic złego, że myślimy o sobie i o tym, by zapewnić sobie dobre warunki życia. To wszak normalne, że każdy chciałby nie doświadczyć problemów z zakupem mieszkania czy samochodu. Każdy chce mieć dobrą pracę i wysokie dochody. A inni? W kapitalizmie każdy troszczy się o siebie i swoją przyszłość. Niby dlaczego mamy brać odpowiedzialność za życie innych, jeżeli ja nie chcę, żeby ktoś decydował o moim życiu? Wszystko fajnie, ale…
A co, jak nie wyjdzie?
Życie to nie są tylko miłe chwile, choć życzę każdemu, by tylko takich doświadczył. Życie to również chwile gorsze. Często nawet nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co nas spotka, mimo że wszystko sobie zaplanujemy, prawie dzień po dniu. Co wówczas? Co wtedy, gdy ten nasz ułożony świat runie, gdy skończą się pieniądze i nie będzie, choćby chwilowo, żadnych perspektyw? Trudno to sobie dziś wyobrazić, ale może się tak zdarzyć. Wówczas przychodzi nam docenić to, że istnieje państwo, które ma obowiązek zadbać o każdego. A czymże Rzeczpospolita jest jak nie wspólnotą nas wszystkich – jej obywateli. I państwo nam pomoże (w mniejszym bądź większym stopniu), bo istnieją inni, którzy złożą się na to, by w jakikolwiek sposób nas finansowo zabezpieczyć. Czy jest to zgodne z naszym podejściem do życia, czy nie, czy jesteśmy libertarianami, czy konserwatystami, nasi współobywatele się jednak na nas złożą. Żyjemy bowiem w jednym państwie i tworzymy wspólnotę, w tym wspólnotę ryzyka.
Zapłać mamie emeryturę
I właśnie na zasadzie wspólnotowej zbudowano system ubezpieczeń społecznych. Mimo że jesteśmy często indywidualistami, a może właśnie dlatego, że nimi jesteśmy, istnieje w naszym państwie coś takiego jak międzypokoleniowy solidaryzm ubezpieczeniowy. Nie jest więc tak, że oto nagle dzisiejsi 20-, 30- i 40-latkowie muszą sfinansować emerytury swoich rodziców. Ci rodzice finansowali przecież świadczenia swoich rodziców. Poza tym ci nasi rodzice złożyli się na to, by powstała nasza szkoła podstawowa, gimnazjum, nowy gmach wyższej uczelni. Odpowiadali za to, żebyśmy do szkoły i na uczelnię jeździli transportem publicznym, po systematycznie remontowanych drogach. Zadbali też o to, abyśmy mogli korzystać z opieki lekarskiej. Płacili w tym celu podatki i składki. Robili to wówczas, gdy my z racji wieku płacić nie mogliśmy. Dziś my będziemy płacić, gdy oni już nie mogą. Kiedyś nasze emerytury sfinansują nasze dzieci lub potomkowie naszych znajomych. Państwo istnieje bowiem nie tylko tu i teraz. Oznacza ono trwałość i ciągłość. Cały czas korzystamy z pomocy policji, straży pożarnej, szpitali. A przecież też moglibyśmy powiedzieć, żeby każdy we własnym zakresie płacił za pomoc dla siebie. Tylko że wtedy ani policji, ani straży pożarnej, ani szpitali by nie było.
Wojciech Andrusiewicz
Autor: Wojciech Andrusiewicz