ZIELONA GÓRA:

Ściemniają ekran czy mieszkańców

„Nie przeszkadza mi ona – takie słowa mogliśmy najczęściej usłyszeć z ust Zielonogórzan. Zdarzały się także negatywne opinie” – to zdanie odbieram tak: Ekran jest w porządku ale zdarzają się jacyś maruderzy i narzekają. Według moich wiadomości prawda jest inna. Reklama bardzo przeszkadza. Raczej każdy zdrowo myślący człowiek może się tego domyśleć nawet jeśli nie mieszka w sąsiedztwie ekranu. Ktoś zainteresowany problemem przyjdzie, popatrzy, zobaczy jak to świeci i przekona się na własne oczy, że mieszkańcy mają ciężkie życie. Inny osoba przejedzie samochodem i pomyśli „Jak mnie razi to jak mieszkańcy żyją…? Jedyne pseudo-pozytywne głosy to tych, którzy mają w tym interes czyli „kasa za wszelką cenę”, tych którzy nie zdają sobie sprawy jak to świeci, nie mieszkają obok bilbordu i nie wczuwają się i tych którzy są złośliwi i chcą wyżyć się na innych złośliwymi komentarzami. Wątpię, żeby ktokolwiek chciał mieszkać w sąsiedztwie takiego światła (nie bez powodu mieszkania straciły na wartości 30 – 40%). Światło jest bardzo uciążliwe, reklamy błyskają cały czas, światło wpada do pomieszczeń mieszkalnych przeszkadza w dzień, a po zmroku w domu są gwiezdne wojny. Wzrok jest cały czas obciążony, co prowadzi do poważnego przemęczenia!

Dalej w artykule UZetki „Wielki ekran razi” napisana jest wypowiedź Błażeja Krupy: „Jego zdaniem z biegiem czasu kierowcy i przechodnie przyzwyczają się do tej reklamy. – Do tej pory ekran był testowany. To dlatego natężenie światła mogło być dla niektórych za duże. Od niedawna założyliśmy specjalne czujniki, dzięki którym natężenie światła na billboardzie będzie zależne od tego jaką pogodę i porę dnia mamy – tłumaczył przedstawiciel firmy.”

Nie jest prawdą, że ekran zmienia natężenie wraz z pogodą. Jak coś jest uciążliwe, to jest uciążliwe i nie da się do tego przyzwyczaić. A zmniejszenie natężenia oświetlenia moim zdaniem nie było z powodu testów. Wokół ekranu zagrzała mocno atmosfera i ściemnili go „na razie, żeby tablica nie była uciążliwa przyciemniłem”- Paweł Krawczyk z TVCity dla Gazety Lubuskiej 11 lutego. Więc na razie ściemnili, ale mieszkańców „ściemnili” (żeby nie było tak głośno). Ściemnienie i tak nic nie dało, w dalszym ciągu razi, przeszkadza! Jak pewnie każdy może się domyśleć, za tym ukryte są duże pieniądze, tacy ludzie nie liczą się z innymi (jak widać na naszym przykładzie, a także w innych miastach). Liczą się dla nich pieniądze i to pewnie cała ich filozofia w tej sprawie. Ekran jest potężną udręką dla mieszkańców i kierowców (wszystkim których znam ekran przeszkadza), stwarza niebezpieczeństwo na drodze, co może być powodem wypadku. Po „gałach” dostaje budynek na ul. Boh. Westerplatte, ul. dr Pieniężnego, ul. Chopina, budynek PGNiG i budynek MPiK. A także oczywiście kierowcy. Przed reklamą są dwa przejścia dla pieszych. Jest niebezpiecznie, szczególnie kiedy jest ciemno. Słabo widoczna jest sygnalizacja świetlna, kierowcy są mocno oślepiani, poprzez błyski z reklam. Narusza to poniżej podany przepis ruchu drogowego:

Dz. U. 1997,  Nr 98 poz. 602 Prawo o ruchu drogowym, art.45  ust. 1 pkt 7 „ zabrania się umieszczania na drodze lub w jej pobliżu urządzeń wysyłających lub odbijających światło w sposób powodujący oślepienie albo wprowadzających w błąd uczestników ruchu”.

Reklama znajduje się około 5 m od jezdni. Światło jest intensywne z odległości 100 m. Te dane komentarza nie wymagają.

W Bydgoszczy też jest taki ekran i wypowiada się na ten temat psycholog transportu:

„Konsekwencją takiego "dostania po oczach" jest zaburzony proces postrzegania i analizowania. Wszystko przez to, że czas adaptacji wzroku po oślepieniu wynosi aż dwie sekundy. Do tego mechanizm uwagi staje się obciążony – tłumaczy Stanisław Śliwa, psycholog transportu. – Mówiąc najogólniej, otrzymując bardzo atrakcyjny bodziec, nasze pole widzenia przestawia się właśnie na ten element. To, co znajduje się na drodze, staje się dla kierowców niezauważalne – wymienia zagrożenia.” (źródło Gazeta Wyborcza Bydgoszcz, daty nie znam)

Widać na zdjęciach jak świeci „ściemniony” ekran. Nie trzeba komentować zdjęć, mówią same za siebie. Walczymy o to aby ekran zdemontować.

Pan Błażej Krupa w wypowiedzi nie pomyślał o sąsiednich budynkach,  które wymieniłem wyżej. Prezes TVCity zielonogórzanin Władysław Bogdanowski w artykule dla gazety Wyborczej powiedział: „Zielona Góra skorzystała w tym przez mój osobisty sentyment” (Gazeta Wyborcza 28 stycznia 2009). Myślę, że Zielona Góra to przede wszystkim mieszkańcy, a w imieniu swoim i sąsiadów budynku przy ul. Boh Westerplatte, ul. dr Pieniężnego, w imieniu mieszkańców przy ul. Chopina piszę jasno: RAKLAMA JEST DLA NAS UDRĘKĄ! Pan Bogdanowski, nie pytał mieszkańców czy chcemy reklamę. Do kogo w takim razie ten sentyment? Moim zdaniem to sentyment do pieniędzy.

W tej sprawie zostały zaniesione pisma m.in. do prezydenta miasta Zielona Góra (z podpisami mieszkańców), do komendy miejskiej policji Zielona Góra, która obiecała zająć się tą sprawą, a także do prokuratury rejonowej Zielona Góra. Urzędnicy z urzędu miasta bezradnie rozkładają ręce i mówią: Nie mieliśmy wyjścia, nie mogliśmy odmówić wydania zgody. Kierownik biura prezydenta Tomasz Nesterowicz w artykule dla Gazety Lubuskiej (16 lutego 2009):

„Reklama jest dochodowa i pożyteczna społecznie nie ma takiej możliwości żeby ją zdjąć. Jedyne co mogę obiecać to na pewno spotkamy się z właścicielami reklamy i ustalimy jak możemy ją jeszcze ulepszyć, w ten sposób żeby mniej przeszkadzała”. Możliwość, żeby zdjąć ekran naturalnie jest. Widziałem jak go zakładali. Kilka godzin pracy w nocy i ekran został zamontowany. Więc ze zdjęciem ekranu również problemu nie będzie. Problem natomiast jest z dochodami, jak widać one są ważniejsze niż mieszkańcy (póki co, mam nadzieje, że to ulegnie zmianie). Dla kogo jest pożyteczna społecznie? Jeszcze raz powtórzę: JEST SPOŁECZNĄ UDRĘKĄ! Ulepszyć ta sytuacje można poprzez zdemontowanie reklamy!

Tomasz Nesterowicz, kierownik biura prezydenta, gazeta „Metro”: „Rozmawialiśmy z mieszkańcami i z właścicielem reklamy. Udało nam się osiągnąć kompromis: Ekran miał zostać nieco przygaszony. Więcej nic nie możemy zrobić.”  Rozmowy z mieszkańcami były. Kończyły się zdaniem: „Nic nie możemy zrobić”. Natomiast do kompromisu nie doszliśmy. Chcemy ściągnięcia reklamy a nie „ściemniania” (oszukiwania) mieszkańców, że będą rozmowy z TVCity co by jeszcze ulepszyć i chwilowe przyciemnienie wyświetlacza, które i tak nic nie dało.

Panowie z TVCity, pan prezes Wojciech Bogdanowski, pełnomocnik Tadeusz Krupa, Paweł Krawczyk, Błażej Krupa, kierownik biura prezydenta Tomasz Nesterowicz, właściciel budynku TOPAZ Jarosław Rudiak, żeby lepiej poczuć problem, niech zamontują sobie taką reklamę, przed własnymi domami i cieszą nią oczy prze 24 godziny na dobę, przez wiele lat. Tymczasem ile razy w tygodniu ją oglądają i przez ile minut? Z dala od problemu łatwo jest komentować.

Urzędnicy z urzędu miasta proponują żaluzje. Nie tędy droga – żaluzje musiały by być cały czas zasłonięte. To lepiej chyba zamurować okna. Urzędnicy nie chcą wierzyć, że przeszkadza nawet w dzień, jednak nikt nie chce przyjść i zobaczyć na własne oczy jak to świeci. Przypomnę, że to jest 40 m2 światła!

Prezydent miasta pan Janusz Kubicki w odpowiedzi na pismo (protest) w sprawie ekranu diodowego pisze m.in.: „Mam zatem nadzieję, że wszystkie podjęte do tej pory działania wyeliminują uciążliwości o których wspomina pan w swoim piśmie”. Nie będę już tego zdania komentował, bo brakuje słów.

Na koniec napisze ironicznie – Dobrze jest żyć w mieście, w którym mieszkańcy są ważni a  interesy i pieniądze schodzą na dalszy plan.

Oby to zdanie stało się jak najszybciej rzeczywistością a nie ironią.

 

Autor: Szymon Wermiński

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00