W ostatnim czasie w kinach trwa oblężenie filmów na podstawie komiksów. Podczas gdy wszyscy kłócili się o to, który superbohater jest najlepszy, złoczyńcy szykowali się do natarcia na wielki ekran. Jaki jest tego efekt?
Legion Samobójców (ang. Suicide Squad) bez wątpienia był jednym z najbardziej wyczekiwanych filmów tego roku. Zaprezentował on komiksowy świat zupełnie z nowej perspektywy – oczami superzłoczyńców. Produkcje na podstawie rysunkowych historyjek przyzwyczaiły nas do bohaterskich przygód, w których – ci dobrzy – z własnej, nieprzymuszonej woli ratują świat. Tutaj jest nieco inaczej.
Amanda Waller (Viola Davis), chcąc uchronić świat przed niebezpieczeństwem, jakim może być Superman, postanawia utworzyć drużynę złożoną ze zbirów. Nie są to jednak pierwsi lepsi włamywacze czy mordercy. Stanowią oni elitę w swoim fachu. I tak do tzw. Legionu Samobójców mimowolnie zostali zwerbowani m.in. Deadshot (Will Smith), Harley Quinn (Margot Robbie) czy Kapitan Boomerang (Jai Courtney). Pod wodzą Ricka Flaga (Joel Kinnaman) muszą oni ocalić świat przed totalną zagładą. Jeżeli się sprzeciwią, mogą pożegnać się ze swoim życiem.
Pomysł, żeby nakręcić film, w którym można zobaczyć przeciwników Batmana czy Flasha, prosi się o to, by otrzymał on kategorię wiekową R, czyli dla dorosłych. Niestety tak się nie stało i przez to produkcja jest nieco stonowana. Nie oznacza to jednak, że brakuje w niej przemocy, wulgaryzmów czy podtekstów.
Największą zaletą tego filmu są aktorzy, którzy zagrali główne postacie, z Margot Robbie (Wilk z Wall street, Tarzan: Legenda) na czele. Przyciąga ona uwagę nie tylko za względu na swoją urodę, ale przede wszystkim na wczucie się w postać Harley Quinn. Można śmiało powiedzieć, że aktorka została stworzona do roli psychopatki z niewyparzoną buźką, która czerpie przyjemność z zabijania przy pomocy kija baseballowego.
Z kolei Will Smith (Faceci w Czerni, Dzień Niepodległości) w Legionie Samobójców zrobił to, czego wszyscy się spodziewali – pokazał, że żadna rola nie jest mu straszna, nawet jeśli ma się wcielić w płatnego mordercę. Do jego gry nie można mieć większych zastrzeżeń, podobnie jak do ról pozostałych aktorów. Problem stanowi jedynie czas, jaki został poświęcony na przedstawienie niektórych postaci i zaprezentowaniu ich w akcji.
Kolejną zaletą filmu jest to, że wykorzystano sporo znanych utworów muzycznych. Można usłyszeć: The House of the Rising Sun zespołu Animals, Super Freak Ricka Jamesa czy Paranoid Black Sabbath. Pojawiło się również kilka nowych kawałków autorstwa Kanye’a Westa, Skrillexa czy zespołu Imagine Dragons. Niestety, przez ilość utworów, które przewijają się przez Legion Samobójców, można odnieść również wrażenie, że ogląda się teledysk, a nie film.
W kampanii promocyjnej Legionu Samobójców dużo uwagi poświęcono pojawieniu się w filmie Jokera, w którego tym razem wcielił się Jared Leto (Reqiuem dla Snów, Mr. Nobody). Przez to też rozgorzała debata na temat tego: „Czy Jared nada się na kolejnego Jokera?”. Osoby, które liczą na to, że produkcja Davida Aeyer’a dostarczy im odpowiedzi na to pytanie mogą się rozczarować. Scen z Jokerem jest niewiele i trudno stwierdzić, czy Leto się nadaje. Ma to swoje uzasadnienie, w końcu nie jest on główną postacią filmu, jednak jego znikoma obecność na ekranie pozostawia niedosyt i zawód.
Główną wadą tej produkcji jest chaos, jaki panuje w fabule. Oglądając film, można odnieść wrażenie, że jest ona dziurawy. Momentami brak niektórych scen jest widoczny jak na dłoni, a inne są z kolei upchnięte na siłę, co doskonale widać pod koniec filmu. Wiąże się to z decyzjami podjętymi tuż przed wypuszczeniem Legionu Samobójców. Twórcy postanowili wyciąć znaczną część scen m.in. z Jokerem i dokręcić w to miejsce kilka nowych. W efekcie otrzymaliśmy połatany scenariusz z kilkoma fabularnymi brakami.
Legion Samobójców nie jest złym filmem. Na pewno jest najlepszą adaptacją komiksu DC w nowym, tworzącym się dopiero uniwersum tego wydawcy. W dwóch poprzednich produkcjach (Człowiek ze Stali, Batman v Superman: Świt sprawiedliwości) brakowało pewnego luzu. Jednak Legionowi jeszcze daleko do grona udanych komiksowych produkcji. Tym razem zabrakło tego charakterystycznego pazura pokazującego, że jest to film- delikatnie mówiąc- „niegrzeczny”. Twórcy już zapowiadają kolejną część, zatem miejmy nadzieję, że wyciągną wnioski z tego, co zaprezentowali.
Ocena 5+/10