Wedle nieoficjalnych szacunków zaledwie 15 procent zarejestrowanych Polaków w „Register of Electors” poszło 5 czerwca do urn wyborczych. A gdzie reszta? A gdzie nasze polskie sny o potędze, że „przecież wszystko nam się należy, bo jest nas tutaj najwięcej”? Drodzy Czytelnicy, nic to nie znaczy. Absolutnie nic! Nieobecni (i nie reprezentowani) nie mają po prostu racji.
Ten tekst jest bardzo emocjonalny. Musi być taki, ponieważ większość irlandzkich rezydentów z polskimi paszportami przeszła obok ważnej dla naszej diaspory rzeczy. Nie może ów raport być inny, skoro praca Forum Polonia, redakcji „Polskiego Expressu” i „Kuriera Polskiego”, Irish – Polish Society, czy polskich pracowników SIPRU poszła na marne… Gorzkie to słowa, ale prawdziwe.
Mieliśmy niepowtarzalną szansę zamanifestować naszą obecność na Wyspie. Wystarczyłoby, że z grona naszych kandydatów udałoby się do jakiejkolwiek rady samorządowej Irlandii wprowadzić dwóch radnych. Może wystarczyłby nawet jeden. Problem polega jednak na tym, że decydują wyborcy. To oni w dniu wyborów decydują o tym kto ich będzie reprezentował. W opinii irlandzkich polityków i wielu obywateli my – Polacy po prostu nie chcemy być w nurcie wydarzeń. Potrafimy (i w tym rzeczywiście jesteśmy genialni) narzekać, krytykować, wymagać i nie dawać z siebie nic. Zero. Ot, wszystko nam się należy i już! Koniec pieśni…
Odwieczna zagadka polskiej duszy, czyli „jak być niezauważonym, choć w centrum uwagi”
Chwała wszystkim naszym kandydatom, którzy stanęli w szranki wyścigu wyborczego. Udowodnili swoją postawą i wolą pracy na rzecz Polonii, że nie wszyscy nasi rodacy są bezideowi. Spacerując ulicami Dublina, spędzając trochę czasu w tramwajach nasłuchuję „polskich skarg”.
Znakomita większość Polaków narzeka i oskarża. Narzeka, że jest źle, bo „recesja i problemy z pracą”, „bo ucięte godziny”, „bo brak nadgodzin”. Polacy także oskarżają „o rasizm” , „o mobbing”, „o to że urzędy działają nie tak jak trzeba” i tak dalej… Słuchając naszych polskich utyskiwań wynika, że jesteśmy wspaniali, tylko ta niezdefiniowana „reszta” się na nas uwzięła! Przez ponad cztery lata w Irlandii nie spotkałem narzekających Czechów czy Niemców, Hindusów czy Nigeryjczyków, Brazylijczyków czy obywateli Filipin. Okazuje się, że tamte nacje potrafią trzymać się razem, solidarnie działać, czynić wysiłki by na emigracji kreować swoje narodowe lobby. My Polacy, mimo, że stanowimy najliczniejszą grupę, niestety tego nie potrafimy.
Prosty przykład. Jeden z kandydatów ma stuprocentową pewność (popartą opiniami i życzliwością Irlandczyków), że jest w stanie wygrać w swoim miejscu zamieszkania wybory i być znakomitym radnym. I cóż się okazuje. Oto rodacy robią wszystko, aby ten żelazny kandydat na radnego nie osiągnął celu. Rozpoczyna się kampania negatywna, namawianie do głosowania na innych kandydatów czy zachęta wręcz do bojkotu wyborów. Gdy to nie wystarcza wykonuje się dziesiątki telefonów do Polaków „z okolicy” ociekających kłamstwami i pomówieniami. To takie polskie! Wystarczy kogoś obrzucić błotem, bez względu na to czy prawda to czy stek bzdur. Jedno jest pewne: trochę „błotka” zostanie na dłużej. Jako nacja nie umiemy być ze sobą solidarni, tak jak nie potrafimy się cieszyć z naszych sukcesów. Przez to nie umiemy w sposób skuteczny i przemyślany kreować liderów, polityków czy działaczy społecznych. Zaraz rodzi się podejrzliwość, podszyta płytkim egoizmem: „robi to tylko dla pieniędzy, więc dlaczego mam mu pomóc?”.
Tak rodacy! Wszyscy wszystko robią dla pieniędzy! Szczególnie w Irlandii… Skoro tak to dlaczego w takim razie działa tutaj kilka ośrodków informacyjnych i pomocowych, parę wspaniałych stowarzyszeń by wymienić chociażby „MyCork” czy „Waterpol” z Waterford (serdecznie Was pozdrawiam), kilka niezłych portali – w tym nasz wyspa.ie, za pośrednictwem którego miesięcznie odpowiadamy ponad 500 zdesperowanym i szukającym pomocy rodakom? Od ubiegłego wtorku wszystkich poszukujących pomocy pytamy wprost o to czy zarejestrowali się do wyborów i czy poszli do urn… Dlaczego? Proszę się domyśleć…
Ucieczka domeną Polaków
„Uciekamy w ucieczkę by mieć święty spokój. By nie mieć innych zmartwień, mieć czas dla siebie i spokojnie sobie żyć”.
To nie są moje gdybania, tylko odpowiedzi Polaków z Irlandii których zadałem to pytanie dlaczego tak się dzieje. Natężenie emocji i och wektor zmienia się jednak, kiedy pytam o bolączki i problemy dnia codziennego. Wtedy słyszę, że „rząd, niesprawiedliwy system, leniwi urzędnicy, szowinistycznie pracodawcy, podstępni współpracownicy” i tak w nieskończoność… Jak mamy to zmieniać (choć nie zgadzam się z opiniami, iż życie w Irlandii tak wygląda na ogół) skoro nie popieramy i nie szanujemy samych siebie?! Jak ma nas usłyszeć irlandzki rząd, posłowie (nawet Ci którzy są nam przychylni) skoro nikt do nich nie jest w stanie przemówić! Dlaczego? Ponieważ nie ma mandatu społecznego zaufania! Z tego powodu, że rodacy nie szanują tych którzy poza pracą coś niecoś jeszcze robią dla innych. Robią tak po prostu, bez apanaży i pieniędzy!! Dzieje się tak, ponieważ polska naturą jest chyba zbierać cięgi i być tylko wykwalifikowanym pracownikiem. Nic więcej.
Tak przynajmniej, jako nacja, jawnie określiliśmy się po ostatnich wyborach samorządowych…
Autor: Interia.pl / Tomasz Wybranowski