Nie, nie wylałam kawy na klawiaturę! Zaczynam właśnie stosować w praktyce nową formę terapii, która ma zmienić moje życie.
Tak, wypowiadając zaledwie te dwa słowa przy każdej możliwej okazji, zamierzam stać się bardziej zadowolona, opanowana i mniej się wszystkim przejmować. Dostrzegę, co naprawdę się liczy, i przestanę martwić się o całą resztę. Przynajmniej tak obiecuje John Parkin, mój nowy duchowy przewodnik. Zaklina się (dosłownie), że tak się stanie, podobnie jak jego żona, Gaia Pollini (która wymawia ”p***ę to!” z pięknym włoskim akcentem).
Oboje propagują swe bluźniercze przekonania z odległej włoskiej wsi, gdzie prowadzą duchowe rekolekcje dla znużonych życiem. Ale, powiedzmy to sobie szczerze, czy tak bardzo trudno jest być szczęśliwym w Pulii, gdzie zawsze świeci słońce, a najtrudniejszą decyzją, jaką trzeba podjąć, jest to, czy wybrać zielone, czy czarne oliwki do wina prosecco? Na miłość boską! Nie mają tam nawet zakazu zatrzymywania się przy autostradzie.
– Szara rzeczywistość jest właściwie wszędzie podobna – mówi Parkin. – Gdy mieliśmy małe dzieci, trudno było zakładać własną firmę. Każdy, kto przeprowadził się w miejsce, które wydaje się być sielankowe, wie, że po okresie idylli pojawiają się te same stresy i niepokoje co wszędzie indziej.
Zastosowanie terapii Parkina w praktyce nie będzie łatwe. Masz mówić dosłownie ”p***ę to!” zawsze, kiedy jesteś spięty, odczuwasz niepokój lub złość. Robienie tego pomaga ci się zwyczajnie zrelaksować oraz zrozumieć, że większość rzeczy, które cię przygnębiają, tak naprawdę nie mają znaczenia na tle całego życia. To bardziej dynamiczny sposób powiedzenia ”Człowieku, daj spokój”. To decyzja o nieprzejmowaniu się.
A więc co kryje się za tym podejściem? Prawdopodobnie wszystkich nas pochłaniają próby znalezienia sensu życia, podczas gdy powinniśmy zrezygnować z tych poszukiwań i dostrzec, że to, co mamy przed sobą, jest po prostu wspaniałe. Nie musisz postanawiać, że ”się zmienisz”, nie musisz bez końca analizować swoich ”problemów”, nie musisz być “lepszy”. Jesteś wystarczająco dobry. Nawet jeśli twój mózg mówi ci, że jest inaczej.
Innymi słowy, jest to trochę jak buddyzm, trochę jak anarchia i trochę jak terapia poznawczo-behawioralna. Nie ma w tym nic złego. A nazwanie jej “terapią p***ę to!” miało sprawić – jak podejrzewam – by wydawała się bardziej cool?
Nie. Te słowa mają w sobie pierwotną siłę, uważają Parkinowie. W buntowniczej naturze tego wyrażenia tkwi energia. – Niektórzy ludzie przyznają na pierwszej sesji, że nie lubią przeklinać – mówi Parkin. – Mogliśmy im zaproponować inną, bardziej elegancką koncepcję, ale to by nie działało. Te dwa słowa są takie szybkie i pełne mocy. Zwroty takie jak "rozluźnij się, daj spokój" są zbyt łagodne.
W ich ośrodku terapeutycznym we Włoszech ”przeklinacze” są zachęcani do tego, by w życiu robić ”mniej” – przy pomocy takich praktyk, jak qi gong [zestaw starożytnych chińskich ćwiczeń zdrowotnych – przyp. Onet], joga i ciche spacery w lesie. Osoby zestresowane – zazwyczaj ludzie ambitni, silnie zmotywowani, którym ciągle czegoś brak – uczą się kląć jak szewc i ulegają przeobrażeniu.
31-letnia Katia jest jedną z ”nawróconych”. Podjęła tygodniowy kurs przeklinania w czasie, gdy podejmowała męczące próby zaprzyjaźnienia się z rodziną swojego męża i porównywała się do dziewczyn, z którymi dorastała. – One miały dzieci, duże domy, inwestycje – ich życie wydawało się poukładane – opowiada. – Ale ja zwiedziłam cały świat i założyłam firmę. Właściwie zdałam sobie sprawę, że nie chcę być taka jak one.
Po terapii rozmyślnie straciła kontakt ze swoimi starymi znajomymi. – Pozwoliłam im odejść – mówi. Słowami ”p***ę to!” pożegnała też próby sprawienia, by jej teściowie ją polubili. – To było takie wyzwalające – przyznaje.
Parkin uważa, że klucz leży w odpuszczeniu. – Jeśli nie próbujesz kontrolować wszystkiego, uzyskujesz lepsze efekty. Spotykasz kogoś, kto oferuje ci pracę. Spotykasz właściwe osoby we właściwym czasie.
Nie przywykłam do takiego sposobu myślenia. Ale już kilka fantastycznych rzeczy naprawdę spadło mi z nieba, włączając w to bardzo przestronne i słoneczne mieszkanko. Nie mogę jednak powiedzieć, że w moim przypadku to stuprocentowo działa, ale może jestem po prostu zatwardziałym, zachowawczym tchórzem – nie wspominając o nieustannie kontrolującym się świętoszku we mnie.
Autor: Źródło: The Times / Onet.pl