ŻUŻEL:

Dlaczego przekładają? Analiza

Długo oczekiwany finał
 
Kibice w Zielonej Górze czekają na mecz o złoto od 18 lat. Wygląda na to, że będą musieli uzbroić się w cierpliwość, ponieważ dziś nikt nie potrafi wskazać terminu, w którym możnaby rozegrać zawody. Ciągłe przekładanie terminu meczu przestało bawić nawet najcierpliwszych, którzy czwarty raz z rzędu odchodzą z kwitkiem ze stadionu.
 
Już prawie nic nie pozostało z atmosfery podniecenia, jaka panowała przed pierwszą próbą. Sezon skończył się już ponad miesiąc temu. Brąz wygrał Włókniarz Częstochowa. Cała żużlowa Polska zdążyła zapomnieć o minionym sezonie i przygotowuje się do przyszłorocznych rozgrywek, a my wciąż mamy problem z wyłonieniem mistrza Polski.
 
Sekret tkwi w nawierzchni toru
 
Dlaczego przygotowanie toru w Zielonej Górze sprawia tak wiele kłopotów, których nie ma na innych stadionach w Polsce? Odpowiedź tkwi w specyfice nawierzchni.
 
Regulamin nie precyzuje dokładnie, jaka ma być konsystencja nawierzchni, czy ma być mniej lub bardziej ubita. Znajduje się w nim jedynie zapis o tym, że tor musi być jednakowy na całej długości i szerokości. Z tego powodu w lidze mamy do czynienia z dwoma rodzajami nawierzchni.
 
Pierwszy rodzaj stanowią tory przyczepne (słabiej ubita mieszanka z dużą ilością sypkiej nawierzchni), umożliwiające rozwinięcie większej prędkości, ponieważ koło motocykla łatwiej znajduje przyczepność. Jednak są one bardzo wymagające dla zawodników, zarówno pod względem sprzętowym (odpowiednie dostosowanie motocykli do toru), jak i kondycyjnym. Tutaj głównym problemem jest pogoda. Po obfitych opadach deszczu tor zamienia się w bagno.
 
Drugim rodzajem są twarde tory potocznie zwane „betonem” (nawierzchnia mocno ubita, brak luźniejszej warstwy). Ich zaleta jest odporność na warunki atmosferyczne, gdyż deszcz po nich prostu spływa i nawet po opadach można rozegrać zawody.
 
Szkopuł polega na tym, że poszczególne kluby w Polsce mają swoją ulubioną nawierzchnię. Zielonogórzanie są przygotowani do rywalizacji na przyczepnych owalach, natomiast Torunianie preferują „beton”. Przy tak wyrównanych składach, jakimi dysponują obie drużyny, tor może okazać się głównym czynnikiem decydującym o zwycięstwie jednej lub drugiej strony. Dlatego każda drużyna stara się przygotować to „pod siebie”.
 
Nikt nie chce jechać na siłę
 
W Zielonej Górze od blisko tygodnia trwała walka o to, aby udało się osuszyć tor i przygotować nawierzchnię „pod koło” zawodników Falubazu. Zniecierpliwieni rywale sugerowali nawet, że jedynym sposobem na rozegranie zawodów jest ubicie nawierzchni na „beton”, ale nikt z ekipy Falubazu nie chciał nawet słyszeć o takiej ewentualności.
 
Chwytano się najprzeróżniejszych sposobów, aby uratować czwartkowy termin. Tor wielokrotnie na przemian ubijano i bronowano. Aby nieco go przesuszyć palono na jego powierzchni opony i słomę. Następnie rozłożono folię, pod którą dmuchawy tłoczyły ciepłe powietrze. Efekt tych działań był mizerny: wilgotność powietrza, niska temperatura i brak słońca spowodowały, że tor nadal przypominał grzęzawisko.
 
W czwartek rano włodarze klubu rozpaczliwie chwycili się ostatniej szansy. Postanowili ubić tor przy pomocy samochodów osobowych, bo cięższe auta grzęzły w błocie. Początkowo, po owalu jeździły samochody z klubu i od sponsorów, ale już o 10.30 zarząd zwrócił się z prośbą do zielonogórzan o pomoc. Ci nie zawiedli i przybyli swoimi prywatnymi autami. Jednak na ratowanie finału było już za późno, na torze pojawiły się koleiny, które są zagrożeniem dla zdrowia zawodników.
 
Do ostatniej chwili trwały wspólne debaty obu klubów nad możliwością rozegrania zawodów. Jednak nikt nie chciał narażać żużlowców na kontuzje. Poza tym nawet, jeśli doszłoby do meczu, widowisko pozostawiałoby wiele do życzenia. Zawodnicy staraliby się przede wszystkim utrzymać na motorze, a o ściganiu nie byłoby mowy. A przecież nie tak wszyscy wyobrażali sobie finał.
 
Nikt nie zna przyszłości
 
Z odpowiedzią na pytanie, kiedy finał zostanie rozegrany jest jak z przepowiadaniem pogody – niczego nie można być pewnym. Wstępnie kolejne podejście do rozstrzygnięcia walki o złoto zaplanowano na jutro, jednak prognozy nie dają szans i temu terminowi. Wielu zawodników, działaczy i kibiców pomstuje na decyzję zarządu ligi o miesięcznej przerwie po sezonie i rozgrywaniu finału w październiku, kiedy to pogoda w Polsce nie rozpieszcza.
 
Cieplej już raczej nie będzie, a być może niedługo spadnie pierwszy śnieg, więc finał w tym roku staje pod znakiem zapytania. Jeśli pogoda się nie poprawi, i w Zielonej Górze nie uda się doprowadzić nawierzchni do porządku, jedyną realną możliwością stanie się rozegranie pierwszego meczu w Toruniu, a rewanżu, na neutralnym stadionie o twardej nawierzchni.

Autor: Wiktor Krajniak

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00