POLSKA I ŚWIAT:

Wspomnienie “powodzi tysiąclecia” [WYWIAD]

Zawsze, gdy przyjeżdżam do domu po dwóch czy trzech tygodniach, rodzice witają mnie z tą samą życzliwością, miłością oraz z uśmiechem na twarzy. Rozmowa przy kawie, wspomnienia, opowieści… Mama to mój ,,cichy anioł”, który zawsze czuwa nade mną, troszczy się i dba, by niczego nie zabrakło, bo sama wiele przeszła. Jednym z traumatycznych przeżyć była niewątpliwie ,,Powódź tysiąclecia”, która spowodowała, że moja rodzina straciła wszystko i to o tym właśnie postanowiłyśmy tym razem porozmawiać. Wywiad z moją mamą — Beatą Rudyk.

Kiedy miała miejsce powódź? Na jakim etapie Twojego życia?
Powódź miała miejsce w lipcu 1997 r. Tego dnia miałam jechać do Opola na letni zjazd zaocznych studiów polonistycznych. Moje ośmiomiesięczne dziecko miało zostać pod opieką babci.

Przez pewien czas myśli o powodzi prześladowały mnie. Po każdych obfitych opadach deszczu bałam się, że sytuacja się powtórzy.mówi Beata Rudyk.

Czego bałaś się najbardziej?
Po usłyszeniu informacji w radiu o powodzi wahałam się, czy zostawić małe dziecko i jechać na zjazd. Bałam się, że drogi zostaną zalane i nie będę mogła wrócić.

Jak młoda matka radziła sobie w tym trudnym czasie?
Był to szczególnie trudny okres, ponieważ musiałam uciekać z małym dzieckiem. W miejscu zamieszkania pojawiła się woda, sięgająca 170 cm i utrzymywała się przez 3 tygodnie. Nie wzięłam zbyt wielu rzeczy, bo nie sądziłam, że dojdzie do takiego zalania. Myślałam, że woda przepłynie, a my wrócimy do domu.

A czy miejscowa władza wydała wcześniej jakieś komunikaty, ostrzeżenia?
Pojawiły się komunikaty, mówiące o tym, że należy zabrać ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i opuścić miejsce zamieszkania. Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.

Jak duże straty poniosła rodzina?
Straciliśmy niemal wszystko. Dom nadawał się do generalnego remontu, jego osuszanie zajęło kilka lat. Twoi dziadkowie pozostali tam, przez cały czas przeprowadzając remonty. My musieliśmy zmienić miejsce zamieszkania, ponieważ małe dziecko nie mogło przebywać w zawilgoconych pomieszczeniach.

Czy można było liczyć na jakiekolwiek wsparcie, pomoc finansową?
Wsparcia udzielili życzliwi ludzie, którzy zaprosili nas do swojego domu, w bezpieczne, niezagrożone powodzią miejsce. W tamtejszej szkole działał punkt wydawania żywności oraz udzielania pomocy. Z czasem pojawiły się karty powodziowe, które upoważniały do nabywania pewnych rzeczy, np.: pralki. Po oszacowaniu strat, każda rodzina otrzymała pomoc finansową.

Ludzie poszkodowani w tej tragedii pomagali sobie wzajemnie?
Ludzie byli rozgoryczeni, przestraszeni, ale życzliwi względem siebie. Dzielili się tym, co mieli.

Czy podczas powodzi ktoś zginął?
O ofiarach śmiertelnych nic mi nie wiadomo, jednak ludzie, których z dachów zalanych domów zabierały śmigłowce, leczyli się psychiatrycznie.

A jak długo trwała?
Sama powódź trwała kilka tygodni, ale usuwanie jej skutków wiele miesięcy.

Gdzie wówczas mieszkała nasza rodzina?
Początkowo u obcych ludzi, a następnie u dziadków, którzy mieszkają w innej miejscowości, nieobjętej wówczas powodzią.

Czy po powodzi było do czego wracać czy dom został doszczętnie zniszczony?
Dom został bardzo zniszczony, ale na szczęście nie trzeba go było wyburzać. Systematycznie osuszano go i remontowano.

Często wracasz myślami do tych dni?
Przez pewien czas myśli o powodzi prześladowały mnie. Po każdych obfitych opadach deszczu bałam się, że sytuacja się powtórzy. Na szczęście to już tylko złe wspomnienia.

A czy te wydarzenia zmieniły coś w Twoim życiu? Może zaczęłaś inaczej o nim myśleć?
Usamodzielniły mnie, uodporniły i sprawiły, że potrafię sobie poradzić w każdej sytuacji. Są trudne momenty, jednak przy wsparciu najbliższych nie ma rzeczy niemożliwych i wszystkie problemy można przezwyciężyć.

Rozmawiała Marta Rudyk

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00