KULTURA:

Aż zęby bolą

Przygotowania idą pełną parą

Dlatego w sklepach i marketach mamy zastraszające ilości sztucznych kwiatów, pełno zniczy i wiązanek udających jodłę. Naród to kupuje, by móc ruszyć na cmentarze i zamanifestować pamięć o drogich zmarłych.

Dla klientów zamożniejszych, mniej oszczędnych lub pozbawionych talentów plastycznych kwiaciarki w pocie czoła i z bólem rąk robią imponujące wiązanki, wieńce i stroiki. Wykonują też ozdobne kosze, godne artystów scen polskich, które postawione na grobach zasłonią skutecznie tablice informujące, kto tam spoczywa. Ogrodnicy liczą na zyski od bardziej tradycyjnie nastawionych klientów i szykują – “kwiat cięty i doniczkowy”.

Kamieniarze zwijają się jak w ukropie, bo muszą na czas zamontować wszystkie zamówione pomniki. Wiadomo, na Święto Zmarłych przyjedzie rodzina, więc trzeba pokazać, że ci, którzy powinni zadbać o pamięć zmarłego, zrobili to jak należy. Czy zmarły zasłużył sobie na to, żeby jego żywot upamiętniać pomnikiem, nie ma nic do rzeczy. Nasza tradycja nakazuje każdego przywalić ciężkim kamieniem, a im kamień kosztowniejszy, tym splendor umarlaka i rodziny większy. Jeżeli zmarły był wredny, to zyskujemy pewność, że sam spod tego dowodu szacunku nie wylezie, przynajmniej cieleśnie, bo duch to kto wie. Ale duchami nie będziemy się zajmować. Tym bardziej, że w czczeniu pamięci zmarłych coraz mniej chyba chodzi o ducha, a bardziej o to, żeby wyglądało, że czcimy. No i wygląda.

Nie zapominamy też o sobie. Bo chociaż dla bliskich zmarłych, nad których grobami stajemy, nasze ubranie, buty, torebki, nowa fryzura, zrobione paznokcie nie mają znaczenia, to dla nas mają. Trzeba się przecież pokazać i to z najlepszej strony, więc szturmujemy sklepy, salony fryzjerskie, a co większe elegantki atakują solaria i potem chodzą po cmentarnych alejach niczym lekko nadpsute trupy, w kolorze żółci przechodzącej w sepię z lekka trącaną pomarańczem.

Im dalej, tym gorzej i bardziej śmiesznie

Groby zastawione całymi rzędami szpetnych, wielgachnych zniczy, dziwnie przypominających radzieckie statki kosmiczne. Do tego mnogość sztucznych kwiatów w kolorach przyprawiających o zawrót głowy każdego, kto nie cierpi na daltonizm. Jak rodzina ambitna (a Polacy to przecież naród ludzi ambitnych, szanujących tradycję), to każdy z jej członków kładzie na grób stroik czy wiązankę od siebie. I dzięki temu groby wyglądają jak wystawki z tandetnej kwiaciarni albo hurtowni wyrobów z tworzyw sztucznych. Ale nic to. „Nie będzie na grobie mamy leżeć tylko wiązanka Gośki, bo moja też ma prawo, a moje znicze będą większe, bo ja na matce oszczędzać nie będę” – tak chyba myślą sobie kochający bliscy, bo prześcigają się w udowadnianiu, kto przywlókł na cmentarz okazalszy wiecheć i czyj znicz wielkością bardziej przypomina rakietę.

Chwila wspomnień

Właściwie to zawsze cmentarne obyczaje były w naszym narodzie pieczołowicie kultywowane, ale im dalej, tym gorzej, bo społeczeństwo bogatsze, a tandeta coraz tańsza i bardziej dostępna.

Pamiętam czasy, gdy sztuczne kwiaty były rzadkością i wtedy kochający bliscy obstawiali groby chryzantemami w donicach. Gdy zmarły miał szczęście posiadać zamożniejszą rodzinę, to stawiano na nim dużo gigantycznych donic z wielkimi chryzantemami, więc miejsce jego pochówku wyglądało jak gazon na skwerku oświecony czerwonymi lampkami.

Było też kilka sezonów, gdy cmentarnym hitem była ozdobna kapusta, z postrzępionymi liśćmi w różnych kolorach. Pamiętam zdziwienie mojej córki, gdy na grobie dziadka zobaczyła wielki koszyk upleciony z jodłowych gałązek, przewiązany olbrzymią kokardą i leżącą w nim gigantyczną kapustę w kolorze denaturatu. Zamiast skupić się na modlitwie za teścia, walczyłam ze sobą, żeby nie rechotać nad jego grobem. Wyobraziłam sobie, jak się cieszy z podarku synowej, bo za kapustą nie przepadał, denaturatu nie pił (więc przyjemne skojarzenia odpadają), a kwiaty lubił żółte i pomarańczowe. Nie wiem, czy ta ozdobna kapusta była jadalna i czy teść w zaświatach zastanawiał się nad tym. Jedno jest pewne, nie nawykły do gotowania za życia nie zmienił obyczajów po śmierci, a żaden inny nieboszczyk też jej nie tknął, bo w Dzień Zaduszny, gdy stawialiśmy lampki, kapusta była w stanie nienaruszonym.

Wiem, że o gustach się nie dyskutuje, ale ja się jednak pokuszę

Wiem, że dekorowanie grobów jest przede wszystkim realizacją naszych potrzeb, także tych estetycznych i nic mi do tego, ale… Ale sądzę, że w tym wypadku zły gust w dekorowaniu grobów bardzo łączy się ze złym gustem związanym z zachowaniami społecznymi, a przede wszystkim z naszym stosunkiem do tego święta.

A może by tak, chociaż przy takiej okazji, zachować się stosownie? Zamiast pokazywać rodzinie i znajomym snobistyczny, prowincjonalny wizerunek człowieka, który formę przedkłada nad treść, spotkać się na cmentarzu po to, żeby wspomnieć tych co odeszli. Umówić się z rodziną, żeby jeden posprzątał grób, drugi kupił kwiaty, inny zamówił mszę za zmarłych (jeżeli rodzina wierząca), a każdy zapalił od siebie jeden znicz.

Jest jeszcze chwila czasu na zastanowienie się i na decyzję, jak chcemy świętować. Wybierzemy produkowanie góry kolorowych śmieci? Popisywanie się zadęciem w wyścigu na najpiękniej udekorowany grób? Paradowanie po cmentarnych alejkach z radosnym szczebiotem, co u nas nowego i gdzie byliśmy na wakacjach? A może zdobędziemy się na refleksję i przeżyjemy ten dzień zgodnie z duchem tego czasu, a nie z duchem komercji, snobizmu i głupoty.

Jeżeli nie chcemy zadumy nad tym, co minione, a wolimy fajerwerki, to może zrezygnujmy z hipokryzji i zróbmy sobie Halloween, tak jak Amerykanie. Bo ten cyrk, który teraz robimy, ze Świętem Zmarłych ma mało wspólnego, a zabawny też wcale nie jest.

Autor: Źródło informacji: www.interia.pl / Barbara Serwin

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00