Wczoraj w studenckim klubie "Gęba" obejrzeliśmy drugie starcie Wielkiej Ligi Improwizacji. W szranki stanęły składy "Środowisko" i "Grupa Rudego Kity". Liderem pierwszego zespołu jest człowiek który, na, a właściwie w "Gębie" zjadł zęby i teraz świeci koronkami: Jarosław Marek Sobański. Pomagali mu kolega z kabaretu "Ciach" – Tomasz Łupak oraz Janusz Pietruszka i Ewa Stacewicz ("Hlynur").
"Grupa Rudego Kity" to swobodna wataha Tomasza Peliwo ("Ziarko") nazwę zawdzięczająca, bijącym po oczach, kolorze swojego lidera. Na scenie towarzyszyli mu Bartosz Klauzinski ("Babeczki z rodzynkiem"), Mateusz Czechowski ("Ziarko") i Michał Zenkner ("Hlynur").
Publiczność ma głos
Generalnie metryka była po stronie tych pierwszych, "Ruda Kita" jeszcze trzyma indeksy. Imprezę prowadził "Znany" Wojtek Kamiński, a stojący w półcieniu, obok sceny guru zielonogórskiego żartu – Władysław Sikora wcielił się rolę Drew Carrey’a .Tak, przypominam nazwisko prowadzącego amerykańskie "Whose Line"? nie bez powodu. Wczorajsza impreza była bardzo przesiąknięta tamtym wzorcem i stylistyką.
Pojedynek rozpoczął konkurs "Dubbingu". W scenkach dwóch Arabów zatrzaśniętych w windzie i turystów nad plażą czerwonomorską mówiących w narzeczu suahili wygrała "Grupa Rudego…", głównie dzięki szybszemu oswojeniu się ze stresem, jaki towarzyszy improwizacji.
W drugim pojedynku więcej do powiedzenia miała publiczność i od razu akcja się ożywiła. W "Dwóch kwestiach" aktorzy występujący na scenie posługiwali się zdaniami podanymi przez ludzi siedzących w "Gębie". Komplikacje wynikające ze śmierci chomika spodobały się bardziej od problemu braku wychodka w restauracji. W tym środowisko lepsze okazało się.. "Środowisko". Trzecia konkurencja była najtrudniejsza i najsłabsza. Bo ile zastosowań może mieć podbierak albo mop?
Esencja improwizacji
Po przekroczeniu półmetku rozpoczęła się najbardziej widowiskowa konkurencja, czyli "Powtórka z akcji". Tutaj występują pełne składy. Dwie osoby stoją na scenie i odgrywają kilkuminutową scenę, a pozostałe osoby z kabaretu obserwują, co się dzieje na scenie z założonymi na uszy dłońmi. Potem na podstawie tego, co tylko zobaczą natychmiast układają skecz i odgrywają. Totalna sztuka improwizacji. Wyjściowymi scenkami były: ostatnia posługa w burdelu w wykonaniu sadystki oraz piekarniana potyczka skąpca i gliniarza.
Co z tego wyszło po "wyłączeniu" dźwięku dla ich kolegów z kabaretu? Dwuznaczna rozmowa gościa wychodzącego z siłowni ze swoim kolegą oraz obrzucanie się wymyślonymi częściami kurczaka z ludożerczym finałem.
W ostatnim akcie publiczność proponowała hasła, które mogłyby być wykorzystane w skeczach, a Wojtek Kamiński zaprosił na scenę grających i wręczył im kwestie. Poziom nie opadł, mieliśmy problem braku kawy w dziekanacie, który zirytował Amerykanina kiepsko mówiącego po polsku. Anemiczny sokolnik nie mógł mu pomóc. Ta scena zapewne wywołała kolkę od śmiechu u oglądających. Natomiast "Środowisko" nie poradziło sobie z problemem pustelnika i fińskiego staruszka próbującego przemawiać po polsku. Nie poradziło sobie i przez to przegrało cały, wyrównany pojedynek w stosunku 44:40.
Więcej czerpać od najlepszych
Słowem podsumowania, publiczność w większości zna amerykański oryginał "Whose Line"? i w kolejnych pojedynkach "Wielkiej Ligi Improwizacji" powinna pójść tą drogą. Brakuje tego amerykańskiego luzu i puszczenia hamulców, stąd należy tylko zadedykować im 2 sceny, które przeszły do historii programu. Jak równać to do najlepszych!
Autor: Kamil Kwaśniak