Przepraszam, zbieram na coś do jedzenia. Da pan jakieś drobne? – pyta mężczyzna w przybrudzonym ubraniu i nieświeżym wyglądzie. Ma podbite oko, rozklejone adidasy i plastikową torbę wypchaną różnymi zdobyczami. Patrzy przekrwionymi oczami, w których brak godności i radości z życia. Jeszcze zanim uzyskał odpowiedź, wyciąga zabrudzoną dłoń, na której drobiny piasku, pleśni i błota wrosły w rany.
Czy pójść linią najmniejszego oporu dając dwa złote, czy potraktować go jak człowieka, który znalazł się na życiowym zakręcie? Jak mówi w wywiadzie dla „Świata Problemów” Marek Jaździkowski, psycholog i terapeuta osób bezdomnych, choć w ludzkiej świadomości osoby żyjące na ulicy są spychane do najniższego szczebla społecznego, to bezdomny bezdomnemu jest nie równy, bo każdy z innego powodu znalazł się w takiej sytuacji.
■ Bezdomnego zaprosiłem na obiad
Zapraszam na obiad – odparłem, a mężczyzna patrzy ze zdziwieniem i niepewnością. Po chwili namysłu zgadza się, ale sam wskazuje miejsce, gdzie można tanio i dobrze zjeść.
Okazuje się, że pan Henio, dla znajomych z dworca: Pcheła, jest technikiem mechaniki, ma pięćdziesiąt sześć lat, a od jedenastu nie ma stałego dachu nad głową. Ulica jest jego domem, bo trochę pił, trochę kradł, z kobietami się nie układało, a rodzice zmarli. Ale na rocznicę śmierci zawsze wraca na ich grób i kupuje znicz. Kiedy jest naprawdę ciężko, czyli kiedy doskwiera mróz albo zostanie pobity czy też pogryziony przez szczury, korzysta z noclegowni Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. Organizacja ta działa w całej Polsce wydając posiłki, odzież oraz udzielając noclegu. Pan Henio nie przywiązuje się jednak do miejsc.
Jak wynika z diagnoz z 2010 roku Departamentu Pomocy i Integracji Społecznej, w Polsce jest 625 placówek, które łącznie oferują 22 529 miejsc noclegowych dla osób bezdomnych. Ponadto takie osoby mogą skorzystać z terapeutów, którzy przywracają wiarę w siebie, pomagają znaleźć pracę i ponownie odtworzyć prawidłowo funkcjonując system wartości.
■ Gdy Pan Henio zdobędzie więcej gotówki…
Pan Henio je szybko zupę, ale nadal jest zdziwiony, że nie dostał gotówki. W dużym mieście nie problem zebrać kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt złotych dziennie. Dając pieniądze pogłębiamy często nałóg bezdomności, który jeszcze bardziej wyklucza społecznie. Pieniądz staje się dla ludzi z ulicy rzeczą, którą można dostać, a nie jest owocem pracy. Ilość osób pozbawionych dachu nad głową stale się zmienia. Coraz częściej muszą oni toczyć walkę z nielegalnymi imigrantami o miejsca, w których jest największe natężenie ruchu. Najwięcej są w stanie „wyprosić” kobiety z dziećmi i starcy. Gdy pan Henio zdobędzie więcej gotówki, kupuje najtańszy bilet i przesypia dzień w pozycji siedzącej na dworcu. Pod koniec dnia zwraca bilet odzyskując część kwoty. Choć ma sprawne obie ręce, nie czuje się na siłach, by powrócić do normalnego świata. W taki sposób człowiek człowiekowi może wyrządzić największą krzywdę. Zamiast dawać drobne i udawać, że problem nas nie dotyczy, w ogólnopolskim dniu ludzi bezdomnych (14-go kwietnia) pokierujmy ich do instytucji, które przywrócą ich społeczeństwu.
Pod warstwą zniszczonej odzieży, brudu i potu bije przecież ludzkie serce, które możemy wypełnić wiarą i nadzieją.
Autor: Paweł J. Sochacki