POLSKA I ŚWIAT:

Mogli mnie wrzucić do Bajkału [reportaż]

Bohater reportażu: MICHAŁ GONTASZEWSKI.
Autor reportażu: MATEUSZ JĘDRAŚ.

TAKIE WYPRAWY SPORO KOSZTUJĄ

Pracy, przygotowań, ale też pieniędzy. Wcześniej między innymi obszedłem Polskę wzdłuż naszych granic. Teraz udało mi się przeprawić przez tajgę dookoła Bajkału. Odkładam pieniądze, biorę jakiś kredyt. Pracodawca też mnie wspiera i zezwala na kilkumiesięczne bezpłatne urlopy. Potem wracam, spłacam raty i szykuję się do kolejnego wyjazdu.

Starałem się czasem gotować, chociaż dość skromnie, bo zapasy dużo ważą i nie można zabrać ich zbyt wiele. Żywiłem się też roślinami, które rosną w tajdze. Jeśli ktoś się na tym zna i wie, co zbierać, to las go wyżywi. Do tego ryby z Bajkału, które są przepyszne! Z wodą nie miałem żadnych problemów – wystarczy przecież zejść do brzegu. Zresztą… Ludzie nie daliby mi umrzeć. Podobnie, jak na poprzednich wyprawach – ci najbiedniejsi, żyjący w największym odosobnieniu są najżyczliwsi i zawsze dzielą się tym, co mają. Bez względu na to, jak mało mają.

Przed wyprawą straszyli mnie niedźwiedziami, chociaż najbardziej bałem się robali. Nasze końskie muchy czy jakieś szerszenie to jest nic. Tam niektóre owady są prawie tak wielkie jak pięść. A na temat niedźwiedzi krąży mnóstwo legend, że zabijają ludzi, że ich zjadają… To jednak dzikie zwierze i trzeba się zabezpieczać, więc idąc przez tajgę robiłem dużo hałasu, waliłem w blaszane garnuszki, wrzeszczałem, śpiewałem. Wtedy zwierzęta schodzą ci z drogi.

Była jedna sytuacja, kiedy nagle wyrósł przede mną wielki niedźwiedź brunatny. Takie bestie mogą ważyć nawet siedemset kilogramów. Ten stał ode mnie jakieś 100-150 metrów i okazało się, że nie ma się czego bać. Zupełnie nic się nie stało. Później jeszcze w Irkucku czy ludzie pracujący bezpośrednio nad Bajkałem powiedzieli mi, że nie znają przypadku, by niedźwiedź zabił człowieka.

GDZIE CZUJĘ SIĘ BEZPIECZNIEJ? W LESIE…

Las, jeśli wiadomo, jak postępować, jak tam żyć, to las tak naprawdę człowiekowi nie zrobi krzywdy. Pójście w środku nocy do lasu jest dużo bezpieczniejsze, niż przejście przez miasto o tej samej porze. Niebezpieczeństwo idzie od strony człowieka, a jeśli przyjdzie ze strony natury, to tylko dlatego, że jesteśmy na jej terenie i musimy przestrzegać jej zasad.

Jasne, że zdarzyło się spaść z jakiegoś niewielkiego klifu, trochę się poturbować, ale ze strony zwierząt nic mi nie zagrażało. Ze strony ludzi w sumie też nie. Była tylko jedna sytuacja, kiedy naprawdę się bałem, że stracę życie.

Wkroczyłem na teren Barguzińskiego Parku Narodowego, ścisły rezerwat nad Bajkałem. Na mapie miałem zaznaczony posterunek strażnika. Byłem absolutnie przekonany, że on tam mieszka i faktycznie dba o przyrodę, pilnuje tych terenów. No i mieszkał, ale razem z nim jeszcze dwóch kłusowników. Takich z prawdziwego zdarzenia. Można ich nazwać zbirami. Bardzo tacy… surowi ludzie. Była też tam jedna kobieta, ale wolałbym nie zagłębiać się w szczegóły. To była dość straszna sytuacja, zresztą oni byli totalnie odcięci od świata, nawet nie mieli łodzi. Różne rzeczy mogły się tam dziać. Czy była ich więźniem? Myślę, że tak… Myślę, że oni się tam nad nią znęcali. To była młoda kobieta, miała powybijane zęby, była posiniaczona, kulawa i jak tylko mnie zobaczyła, od razu uciekła. Kiedy oni wychodzili na zewnątrz, to ona uciekała. Kiedy oni wchodzili do chałupy, ona wychodziła.

NIE STARAŁEM SIĘ WNIKAĆ, NIE PYTAŁEM, CO TAM SIĘ DZIEJE TAK NAPRAWDĘ

Poczęstowali mnie mięsem foki, choć nie wolno na nie polować. Oni wciskali mi kit, że zwierzę zaplątało się w sieci, ale ta foka była postrzelona w głowę. To było widać. Musiałem pójść za potrzebą, więc wyszedłem za dom i zobaczyłem, że na ścianie chaty wiszą skóry niedźwiedzi.

Okazuje się, że Chińczycy płacą mnóstwo pieniędzy za suszone łapy niedźwiedzi i większość z nich zabija się właśnie z tego powodu. Żeby obciąć im łapy, bo w Chinach one są wciąż popularnym afrodyzjakiem.

Wyciągnąłem aparat. Niedźwiedzie skóry były jeszcze świeże, ociekające krwią. Kłusownicy cały czas byli w pobliżu i mnie obserwowali. Kiedy chciałem zrobić zdjęcie, cała trójka chwyciła za strzelby, wycelowała prosto we mnie i powiedziała: nje nada, njelezja.

Na pewno poczułem strach. Potem udawali, że wszystko jest w porządku. Powiedzieli, że mam u nich zostać na noc, że rano przewiozą mnie przez rzekę łodzią. Faktycznie kilka kilometrów dalej była dość szeroka rzeka. Powiedzieli, że nie dam rady się przez nią przeprawić i chętnie mi pomogą. Poczułem się jak zakładnik. Na brzegu nie było żadnej łodzi, więc czym mieliby mnie przewieźć?

NIE WIEM, CZY TO MOGŁA BYĆ OSTATNIA NOC W MOIM ŻYCIU…

Sytuacja była trudna. Nie dość, że człowiek jest fizycznie wyczerpany, organizm jest osłabiony, to psychika też inaczej działa. Od razu przychodzi ci do głowy, że mogą zabić, mogą zrobić krzywdę. Byłem tam sam. Wrzuciliby mnie do Bajkału i nikt by mnie nigdy nie znalazł.

Jak tylko usłyszałem chrapanie, to wiałem stamtąd z całych sił. W środku nocy przedostawałem się przez tę rzekę i to też była dość niebezpieczna sytuacja, bo nurt był bardzo silny, a ja miałem na sobie ponad dwadzieścia kilogramów bagażu. Siedziało z tyłu głowy, że mogą mnie ścigać, ale kiedy tylko się stamtąd wydostałem, poczułem się bezpiecznie. W tajdze można się schować, można się skryć między skałami czy kamieniami, jest mnóstwo różnych jaskiń, więc teren pomógłby mi przeżyć.

Najbardziej brakuje mi obcowania z naturą i tych ludzi. Bywały sytuacje, zwłaszcza na północy Bajkału, kiedy nie spotykałem nikogo przez pięć dni. Nie słyszałem nawet odgłosów łodzi czy samolotu. Nic. Nikogo, nikogo nie było i nagle przede mną wyrosła mała chatka. Mieszkał tam dzjeduszka, który nie miał ani jednego palca. Szczupły, ale silny i zwinny, z długą siwą brodą. Jak był młody, poszedł z kolegą do lasu po drewno. Napili się spirytusu i zasnęli na śniegu. Kolega już się nie obudził, a jemu amputowali wszystkie palce. Teraz ma ponad siedemdziesiąt lat i całe życie radził sobie naprawdę dobrze. Mieszka w miejscu, gdzie w nocy przychodzą niedźwiedzie tylko po to, by się poganiać i podroczyć z psem. Wokół domu, wokół wychodka czy bani są wydeptane ścieżki przez niedźwiedzie. Powiedział mi: Misza, zostań tutaj, będziesz mi pomagał remontować dom, będziemy razem jeść, możesz tutaj żyć. I to też było takie prawdziwe, bo naprawdę mógłbym tam zostać. Były takie możliwości. Ludzie zostawiają najlepszą pracę, najlepsze biznesy i uciekają w taką dzicz.

MOJE WYPRAWY TEŻ SĄ PONIEKĄD UCIECZKĄ

Ucieczką od codzienności, czymś zupełnie nowym, kontaktem z naturą. No i ci ludzie. Zawsze będę to powtarzał. Człowiek ma kontakt z ludźmi, którzy w żaden sposób nie udają kogoś, kim nie są. Są bardzo prawdziwi. Jeśli są biedni, to są biedni. Jeśli są bogaci, to są bogaci, ale na pewno nie udają. Bardzo sobie cenię spotkania właśnie z takimi ludźmi. W nich nie ma tej pogoni za pieniędzmi, za karierą. Liczą się proste rzeczy. Ciepłe miejsce do spania, jedzenie, przetrwanie kolejnego dnia. I taka zwykła ludzka dobroć.

TO JEST BARDZO TRUDNE PYTANIE

O przyszłość… Sam nie wiem, gdzie mnie to zaprowadzi. Ale na pewno będę planował kolejne wyprawy. Wtedy czuję, że żyję naprawdę. Myślę, że gdybym częściej organizował takie wyjazdy, to mógłbym się od tego uzależnić. I może już nigdy nie wrócić…
 

Autor: Mateusz Jędraś

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00