“Ta koalicja przetrwa cztery lata i Polska wejdzie na drogę rozwoju. Mroczny czas tych ostatnich ośmiu lat będziemy mieli za sobą” – Senator RP Wadim Tyszkiewicz w rozmowie o wyzwaniach i różnicach pomiędzy światem senackim a samorządowym w rozmowie z Julią Urbańską, studentką dziennikarstwa i komunikacji społecznej na UZ.
Julia Urbańska: Jak Pan ocenia dotychczasowe działania koalicji?
Wadim Tyszkiewicz: Oczywiście bardzo się cieszę, że po ośmiu latach sprawowania rządów przez Prawo i Sprawiedliwość do władzy doszła koalicja, która będzie respektować prawa obywateli. Liczę na to, że nowy rząd, który ma bardzo mało czasu, poradzi sobie z tym i ten rok będzie pełen optymizmu i nadziei, że Polska zmieni kurs z tego anty unijnego na proeuropejski. Teraz przeciwnicy Unii Europejskiej czy zwolennicy byłego rządu muszą mieć świadomość, że nasz kraj po wejściu do wspólnoty w 2004 roku, zaczął się bardzo dynamicznie rozwijać. Kiedyś żyliśmy rzeczywiście za żelazną kurtyną, gdzie byliśmy obywatelami drugiej kategorii w Europie. Dzisiaj jesteśmy równoprawnym członkiem Unii Europejskiej i tego trzeba bronić jak niepodległości.
A jak jest w przypadku niższej izby Parlamentu, w której Pan zasiada? Pakt Senacki wypełnia plan zjednoczenia ówczesnej opozycji?
Pomimo przyzwyczajenia, fakty są takie, że dzisiaj już nie jesteśmy opozycją. Politycy bezpartyjni, tacy jak ja, tworzą koło senatorów bezpartyjnych. Przy podejmowaniu decyzji musimy znaleźć wspólny mianownik, który do tej pory udaje się uzyskać.
Kiedyś żyliśmy rzeczywiście za żelazną kurtyną, gdzie byliśmy obywatelami drugiej kategorii w Europie. Dzisiaj jesteśmy równoprawnym członkiem Unii Europejskiej i tego trzeba bronić jak niepodległości.
Oczywiście będą pewne spory, gdzie partie bardziej lewicowe lub te konserwatywne zaznaczają odmienne poglądy wobec niektórych spraw. Natomiast myślę, że kluczowych różnic nie będzie. Ta koalicja przetrwa 4 lata i Polska rzeczywiście wejdzie na drogę rozwoju. Mroczny czas tych ostatnich ośmiu lat będziemy mieli za sobą.
Jak Pan ocenia zmianę narracji i sposób prowadzenia obrad Sejmu RP, po wstąpieniu na stanowisko marszałka Szymona Hołowni?
Szymona Hołownię znam bardzo dobrze, to mój dobry kolega. Nie ukrywam, że zaskoczył mnie, jeśli chodzi o prowadzenie obrad Sejmu. Rzeczywiście jego doświadczenie medialne czy prowadzenie debat wszelkiego rodzaju, przydają mu się i w Sejmie sprawdza się znakomicie. To bardzo trudne zadanie. Nawet świetnemu politykowi, ale mniej obytemu człowiekowi bez umiejętności medialnych byłoby ciężko.
W czasach takiej zawieruchy Szymon Hołownia wykonuje zadanie jak należy i na pewno mu pogratuluję. Generalnie trzeba też docenić to, że się udało tę koalicję stworzyć. Każda partia miała swoje aspiracje, ambicje, dlatego wielkie ukłony należą się premierowi Donaldowi Tuskowi, który potrafił ze wszystkimi partiami dojść do porozumienia, przez co proces tworzenia rządu był według mnie wzorcowy.
Czy taki ruch ze strony marszałka wzbudzi zainteresowanie obywateli i zachęci do śledzenia pracy polityków?
Mamy wzrost oglądalności, który skutkuje tym, że nawet kina emitują bezpośrednie transmisje. Ludzie przychodzą do kina, żeby oglądać obrady Parlamentu, co w mojej ocenie, jest dobre i złe. Zainteresowanie społeczeństwa tym, co się dzieje polskiej polityce, jak zapadają ważne decyzje dla naszego kraju jest bardzo potrzebne. Niestety jednak często w Sejmie, bo u nas Senacie jest trochę spokojniej, dzieje się dużo niepotrzebnych zdarzeń.
Mam wrażenie, że czasem nawet przypomina kabaret lub przedstawienie, gdzie politycy są aktorami, którzy próbują się popisać czy zabłysnąć i to jest zbędne. Debata jest oczywiście wskazana, ale jej sposób prowadzenia powinien być jednak bardziej cywilizowany. Dlatego z jednej strony cieszę się, że obywatele są bardziej zainteresowani zachodzącymi zmianami, które są bardzo widoczne.
Z drugiej martwi mnie forma, w jakiej ta debata się odbywa, co niestety również budzi sensację. Mam nadzieję, że większość Polek i Polaków jednak obserwuje obrady ze względu na merytorykę, a nie na zachowania niektórych parlamentarzystów, którzy nierzadko prowokują stronę rządzącą.
Pana pozycja także uległa zmianie. Z wieloletniego prezydenta Nowej Soli został Pan Senatorem.
To zupełnie inny świat, inna rzeczywistość. Nie będę kłamał – tęsknię za prezydenturą, ponieważ była niezapomnianą przygodą w moim życiu. Teraz jest zdecydowanie inaczej, wszystko ma swoją specyfikę. Mam wpływ na podejmowanie decyzji, ale nie bezpośredni, tak jak w przypadku samorządu.
Będąc prezydentem miasta, moje decyzje skutkowały konkretnymi działaniami. Były plany, następnie ich realizacja i osiągnięcie celu.
Będąc prezydentem miasta, moje decyzje skutkowały konkretnymi działaniami. Były plany, następnie ich realizacja i osiągnięcie celu. Czasami to trwało dłużej, czasami krócej, ale miałem ogromną satysfakcję, nawet z najmniejszego sukcesu i efektu. W Parlamencie jest polityka wielu słów, aczkolwiek też można zrobić dużo dobrych rzeczy. Teraz mam moc ustawodawczą, czyli mogę poprawiać prawo, aby 38 milionów Polaków żyło w lepszym kraju.
Czego Panu brakuje?
Spotkań z ludźmi i realizacji marzeń, której jako prezydent mogłem dokonać. Teraz jestem skoncentrowany na reprezentowaniu swoich wyborców w Parlamencie, a miasto – mam nadzieję – poradzi sobie beze mnie.
Widać, że jest Pan całym sercem tutaj na miejscu. Czy nadal uczestniczy Pan w życiu miasta, z uwagi na częste wizyty w Warszawie?
Oczywiście, ale przyznaję, że brakuje mi kontaktu z samorządem w Nowej Soli. Niestety zostałem wyautowany przez obecnego prezydenta. Nie mam żadnego kontaktu z obecnymi władzami miasta i to jest trochę bolesne. Tak samo jest w przypadku wszelkiego rodzaju organizacji, które kiedyś spotykały się ze mną praktycznie każdego dnia. Krótko mówiąc, zostałem wycięty z życia mojego miasta, lecz nie była to moja decyzja.
To jak Pan ocenia pracę prezydenta Milewskiego?
Jest to kończenie inwestycji przeze mnie rozpoczętych. Jako nadzór nad działaniami, które rozpoczęły się za mojej kadencji, jest w porządku. Natomiast atmosfera nie jest za dobra, przez co zauważam brak nowych pomysłów na miasto. Ja miałem wizję miasta i uruchomiłem szereg inwestycji, takich jak basen, hala widowiskowo-sportowa czy prężnie działająca strefa przemysłowa. Aktualnie nie znam żadnej nowej inwestycji, wymyślonej przez obecnego prezydenta. Dlatego zastanawiam się, co będzie dalej, gdy skończą się cudze pomysły na rozwój miasta. Nie mam zastrzeżeń do działań operacyjnych, czyli układania kostki brukowej, wylewania asfaltu i kończenia inwestycji. Jest to z pewnością robione dobrze. Z innej strony martwi mnie ogromne zadłużenie miasta, które ja zostawiłem na niskim poziomie, a teraz niestety nadal wzrasta. Cóż mogę powiedzieć – za niecałe pół roku są wybory, więc zobaczymy.
Nowa Sól jest miastem prawie kompletnym. Jestem z niej dumny, ponieważ cofając się o 20 lat, była wstydem dla mieszkańców. Dzisiaj zasługuje na uznanie.
Gdzie Pan widzi Nową Sól za parę lat?
Nowa Sól jest miastem prawie kompletnym. Jestem z niej dumny, ponieważ cofając się o 20 lat, była wstydem dla mieszkańców. Dzisiaj zasługuje na uznanie. Nie brakuje zarówno stref przemysłowych, basenu czy portu, jak i terenów rekreacyjnych oraz Parku Krasnala. Jednak za 5, 6 lat będzie ogromny problem, dlatego, że miasto ma bardzo małą powierzchnię. Z każdej strony opiera się o ścianę z sąsiednich gmin. Jeżeli nie nastąpi jakiś przełom w tym temacie, może być kłopot z następnymi działaniami na rzecz gminy, we współpracy z sąsiadującymi samorządowcami. Niestety prezydent Milewski ze wszystkimi jest skłócony. Trzeba będzie szukać jakichś rozwiązań. Albo próbować poszerzać granice miasta.
Chce Pan zrealizować jakiś rodzaj “misji” będąc w Senacie? Jest Pan reprezentantem Lubuskiego.
Moją pracę można podzielić na trzy fragmenty działalności senackiej. Pierwsza dotyczy Nowej Soli. Tutaj mam swoje biuro, przyjmuje mieszkańców, którym mogę pomóc i doradzić. Druga działalność dotyczy regionu i województwa. Spotykam się poza miastem z prezydentami, burmistrzami, wójtami innych gmin. Pomagam w rozwiązaniu problemów, dysponując narzędziami inicjatywy ustawodawczej. Wobec tego mogę zaproponować wspólne rozwiązanie oraz złożyć własną ustawę, aby wpłynąć na korzyść regionu. Na przykład zmienić finansowanie samorządów, w tym Nowej Soli czy Otynia. Te straciły ogromne pieniądze za sprawą reformy podatkowej. Chcemy to zmienić.
A jakie Pan ma dalsze plany? Powrót do Nowej Soli? Start w Europarlamencie?
Do Europarlamentu nie pójdę dlatego, że jestem bezpartyjny, a do tych wyborów trzeba startować z listy konkretnego ugrupowania. Powrót do samorządu nie jest niemożliwy, ale raczej bardzo trudny.
Załóżmy, że startuje w wyborach i w nich wygrywam, nadal pozostając w Senacie. W takim wypadku trzeba jeszcze raz rozpisać wybory do tej izby, których przeprowadzenie jest złożone, skomplikowane i kosztowne. Łatwiej jest startować do samorządu posłowi. Jeżeli ten rezygnuje ze swojej funkcji, to wchodzi następny z listy, który miał najwięcej głosów. Jednak wybory do Senatu są jednomandatowe i właśnie dlatego powrót do Nowej Soli jest skomplikowany, ale możliwy.
Od lat znam się z Szymonem Hołownią i wielokrotnie miałem propozycję, żeby wstąpić do partii Polska 2050
Oczywiście zostaje w polityce, nie mam wyjścia. Nie mówię, że kiedyś do partii nie wstąpię. Chociażby, tak jak już wspominałem, od lat znam się z Szymonem Hołownią i wielokrotnie miałem propozycję, żeby wstąpić do partii Polska 2050. Wtedy odgrywałbym ważniejszą rolę niż dzisiaj, jako minister czy wicemarszałek Senatu. Ponieważ jako bezpartyjny, mam bardzo ograniczone możliwości.
Ale cenię to w sobie, bo mogę postępować zgodnie z własnym sumieniem. Wchodząc do partii, trzeba się liczyć z tym, że będzie realizowany wspólny program. Ja nadal pozostaję przy swojej wizji Polski.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Julia Urbańska