– Wciąż nie znamy możliwych scenariuszy rozwoju tej sytuacji i są oczywiście firmy, które mogą to odczuć, są to firmy z branży transportowej. Natomiast dla innych jest to duża szansa, ponieważ polskimi pracownikami będą mogli realizować tam usługi, zlecenia będąc bardziej konkurencyjni cenowo na rynku niemieckim – dodaje Nieradka.
W podobnym tonie wypowiada się Grzegorz Błażków, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Zielonej Górze. – Badania są robione przez różne instytucje, ale jak wiemy z historii żadne badania się nie sprawdziły. Był otwierany rynek w 2004 roku i żadne symulacje się nie spełniły. Tym razem również trudno będzie stawiać diagnozy i oczekiwać później chociażby podobieństwa – powiedział Grzegorz Błażków.
W Niemczech brakuje inżynierów oraz informatyków, a około 70 proc. przedsiębiorstw skarży się na brak wykwalifikowanych specjalistów, których Polska może im zapewnić. Zdaniem przygranicznych pracodawców otwarcie rynku pracy nie musi jednak oznaczać masowej emigracji zarobkowej. – Pracownicy, którzy są doceniani w Polskich firmach, którzy mają odpowiedni status nie będą ryzykowali zmiany pracodawcy na niemieckiego – uważa Jarosław Nieradka z OPZL.
Eksperci twierdzą, że za Odrę wyemigruje około 400 tysięcy Polaków.
Autor: Karol Tokarczyk