Materiały filtracyjne, kwaśne smoły, odpady azbestowe, węgiel aktywny z produkcji chloru, nieorganiczne środki ochrony roślin – między innymi takie toksyny znajdowały się na długiej liście odpadów, które miały trafić do Przylepu, a ówczesny starosta zielonogórski wyraził na to zgodę – mówił podczas piątkowej Nadzwyczajnej Sesji Rady Miasta Krzysztof Kaliszuk. Jakby tego było mało – wiceprezydent Zielonej Góry podkreślił, że starosta nie poinformował o tym wszystkim władz miasta.
Poinformowany został jednak marszałek województwa i to już w październiku 2014 roku.
W tym, że przy ulicy Zakładowej działano niezgodnie z prawem, jeszcze przed włączeniem Przylepu do miasta, przekonywał także wojewódzki inspektor ochrony środowiska. W dokumentach z grudnia 2014 można przeczytać, “że w związku z przeprowadzoną kontrolą i wizją lokalną, domaga się natychmiastowego uchylenia pozwolenia od starosty”.
Co było dalej? To tłumaczył w piątek Dariusz Lesicki, drugi z zastępców prezydenta naszego miasta.
Jak mówił Lesicki “cała procedura, która zaczyna się w układzie biurokratycznym, była prowadzona w sposób taki, aby jak najszybciej po pierwsze wezwać Awinion jako firmę, która te niebezpieczne substancje tam złożyła, do ich usunięcia”.
Lesicki odniósł się również do problemów w związku z przetargiem na usunięcie tych odpadów, czy też do sporu kompetencyjnego w zakresie składowiska między prezydentem Zielonej Góry, a marszałkiem województwa. Miał on związek z nowelizacją ustawy o składowaniu odpadów. Jak podkreślił wiceprezydent: “ostatnie orzeczenia Naczelnego Sądu Administracyjnego wprost wskazują, że jeżeli waga odpadów zgromadzonych jest większa niż 3000 ton, to kompetencja należy do marszałka województwa.” Władze miasta cały przypominają również o tym, że miasto nie było i nie jest właścicielem hali, w której doszło do pożaru.