30 lat to dla dziennikarstwa wieczność. Właśnie tyle czasu w Gazecie Lubuskiej spędził Andrzej Flügel. Przez wiele lat był kierownikiem działu sportowego. Obecnie jest na emeryturze, ale dziennikarstwa nie porzucił.
Nadal wspiera redakcję i obsługuje wydarzenia z udziałem m.in. piłkarzy i koszykarzy. W Rozmowie na 96 FM przywołał swoje dziennikarskie początki i to, jak zmienił się ten zawód na przestrzeni kilkunastu lat.
Przyszedłem do pracy w listopadzie 1990 roku. Dla niektórych to mezozoik. To były jeszcze czasy tzw. “gorącego składu”. Pisaliśmy na maszynach z NRD. Potem linotypista odlewał czcionki z ołowiu, drukarz to drukował na pierwszy wydruk, następnie się to poprawiało i dopiero później szedł ten tekst do gazety. Kiedyś nie można było zmienić tekstu, tak jak teraz w komputerze. Kiedyś zawołał mnie drukarz i pokazuje, że nie wchodzi relacja meczu z tabelą i mówi: – urwiemy w połowie tabelę! Ja się pytam: – jak urwiemy, zwariowałeś?! – No, a co ja zrobię – odparł.Andrzej Flügel, Gazeta Lubuska
Dziennikarz ubolewa, że dzisiaj w tym zawodzie ważniejsza jeszcze ilość niż jakość i większe uznanie szefów znajduje galeria zdjęć niż dobry tekst. Flügela pytaliśmy też o rady dla początkujących. – Choć wiem, że to truizm, to po prostu trzeba mieć do tego pasję – stwierdził w Radiu Index.
Dla mnie to jest zawód szczególny, który – co by nie mówić – kształtuje opinię publiczną. Bez pasji, jeżeli ktoś traktuje to jako miejsce kariery i szybkiego zarobku, to lepiej próbować sił w korporacji. Zawsze lubiłem ludzi z pasją i chęcią. Jeżeli młody człowiek popełnia błędy, ale stara się, to ten człowiek ma szansę.Andrzej Flügel, Gazeta Lubuska
W audycji także mnóstwo anegdot, m.in. o tym, jak jako dziennikarz wracający z meczu piłkarskiej Ligi Mistrzów musiał zapłacić… haracz. Cały program zobaczycie na Facebooku i na portalu wZielonej.pl.