UCZELNIA:

Studencki samowymus

■ Przepraszam, czy w dobrym kierunku zmierzam?

Zdefiniujmy to, co przed chwilą mną rządziło, władało moim umysłem… Brak weny, pustka? Włada mną jeszcze, ale już w coraz mniejszym stopniu. Przełamuję się! Piszę kolejne litery! Zwalczam swą słabość. Zamiast patrzeć bezmyślnie w sufit, zerkam w komputer i słucham muzyki, która przenosi mnie w całkiem inny świat. Rytm wtóruje moim kolejnym pomysłom. Powstaje fajna mieszanka: rodząca się idea wiruje
z natychmiastową reakcją na nią, gdzieś w oddali dając kopniaka niemocy i bezsilności.

A walka to niełatwa, bo jak mówi stare porzekadło: „co masz zrobić jutro, zrób pojutrze”. Jeśli przełożymy to na realia studenckie, to co? Nie spieszmy się, a co! Zróbmy to w przyszłym tygodniu!! I lećmy do nieba, szatana i innych podobnie brzmiących z nazwy klubów. Wystarczy przecież przysiąść nad tym, czego nie umiemy! Myślisz sobie, o czym ta kobieta pisze? Z choinki się urwała, czy co? Ot, dobre sobie, wymądrza się!

Ta kobieta Perfekcyjną Panią Domu nie jest, nie jedną i nie dwie sprawy zawaliła. Z upływem czasu aż się śmieje: „wystarczyło usiąść just in time! Łatwo mówić w ten spokojny wieczór, kiedy za oknem zimno, a wspomniane wydarzenia datuje na czerwiec i lipiec.

■ Halo, kontrola! Jesteś?

No właśnie, zawsze, jak trzeba pewnej pani, to jej nie ma! Gdzie kontrola? Gdzie jesteś? Wyrażę to inaczej, bo inaczej wyrazić się tego nie da: gdzie „samowymus”? Mistrzynią słowotwórstwa autorka nie zostanie, nawet nie chce! Ale na potrzeby czegoś, co powstało w jej głowie – pomysłu – musiała stworzyć takie słowo. Zawsze  to jakiś ślad tego, że się coś wymyśliło. Do rzeczy: co to w ogóle jest, oprócz tego, że jest pomysłem, który został przedrukowany i właśnie czytasz o nim w gazecie? „Samowymus” to tak zwany „kopniak w tyłek”, powiedzenie sobie, jak niegdyś Lech Wałęsa: „nie chcę, ale muszę”.  Kto to zrobi lepiej niż ja?

Wypadałoby wspomóc się jakąś literaturą, najlepiej motywacyjną, ale ona ma tę właściwość, że jej wartość dewaluuje się, po około roku od jej wydania jest tańsza o 2/3. Czym by tu wymóc odrobinę uwagi i poczucia, że nie tylko ja nad czymś takim rozmyślam? Popkultura! To ona przyniosła nam słowa refrenu: „Będę robić nic, nic będę robić, a robić nic to znaczy zupełnie nic nie robić”, które z taką lekkością wyśpiewała nam Kasia Klich. Pomyślisz… Gwiazdka popkultury, która zasłynęła jedną piosenką? A gdzie autorytety? Ludzie z dorobkiem? Tu chyba, nieopatrznie, wtrącam clue sprawy. Ludzie o wysokich osiągnięciach naukowych, autorytety w swych dziedzinach, nie mają nawet czasu na takie rozważania. Dla młodych ludzi to takie ważne, bo tylko wokół tego kręci się ich świat, a dla osób wcześniej przeze mnie opisanych to – kolokwialnie rzecz ujmując – pierdoła, mało ważna rzecz, ponieważ to przyzwyczajenie nie pozwala im nawet dopuścić się zwątpienia i utraty wiary w sens tego, co się robi.

■ Student potrafi!

Można jeszcze zrobić tak, że czekamy, aż owo zwątpienie nam minie. Wtedy tak zatęsknimy za pracą, że z wielką nadzieją będziemy szukali czegokolwiek. Nawet z radością pójdziemy na wykład. Te same twarze? Super! Ta sama ławka? Super! Koleżanki i koledzy? Rewelacja! Gorzej natomiast, jeśli owo zwątpienie, pustka, próżnia pojawi się przed sesją. Trzeba się zmobilizować do porządkowania notatek, ich uzupełniania lub kserowania od początku i zastanawiania, co też ich autor miał na myśli…?

■ Najlepsza perspektywa

Jak student mobilizuje się przed tak katorżniczą pracą? Zwolnienie z egzaminu? Obietnica podniesienia stopnia o ileś tam wyżej? NIE! Po prostu, najzwyklejsza na świecie perspektywa świętego spokoju. Przedstawiony wyżej obraz studenta jest pewnie przesadzony, ktoś powie: to nadużycie! Przecież to jest opis pewnego rudego kota o wdzięcznym imieniu Garfield! Ten argument powinien nas akurat uspokoić – nie różnimy się w tej kwestii od zwierząt. I to czyni nas ludzkimi, osobami z usprawiedliwioną skłonnością do leniuchowania, kimś, kto nie jest robotem.

Ależ wrogich słów tu się pojawiło! Wystarczy tego złego! Spadamy na ziemię i spoglądamy na nas tak, jak kreuje nas rzeczywistość. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo czasem się zawiesić. Jedni nazwą to zmęczeniem, drudzy – leniuchowaniem, jeszcze inni – tak jak ja – zawieszeniem. Jak widać: kwestia nazewnictwa. Ogólnie rzecz biorąc, naszego podejścia do tych spraw. Tych, czyli do siebie, obowiązków i wolnego czasu.

■ Chcecie dowodu? Oto dowód!

Zmierzając do końca, mogę w dalszym ciągu usprawiedliwiać wszystkich, którzy mają gorszy dzień, źle się czują lub mają – najprościej mówiąc- lenia. Jednak tego nie trzeba robić. Nie ma ku temu potrzeby. Powiewem optymizmu jest to, że piosenka Kasi Klich nie jest najpopularniejszą w jej dorobku, nie brzmi nawet przed każdym „nicnierobieniem” tak donośnie i tak uroczyście jak hymn Ligi Mistrzów we wtorkowe i środowe wieczory.

Trzeba siąść, wziąć kartkę, długopis i pisać, robić, działać… Jedno działanie rodzi kolejne, ciąg zdarzeń rodzi przyzwyczajenie, które zmieniają się w nawyki.  I tak oto tekst ten jest tego dowodem. Nie ma większej satysfakcji niż znalezienie dowodu na stawiane przez siebie tezy. Takiej satysfakcji z przełamywania swoich małych granic życzę wszystkim Czytelnikom.

PS …i to uczucie, kiedy nie czuje się już żadnej pustki…
 

Autor: Karolina Gębska

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00