To miał być wieczór króla. I był. Pożegnalny i fenomelnalny. Walter Hodge na pożegnanie zafundował double – double, a Zastal wygrał z PGE Spójnią. Wcale jednak nie zanosiło się na tak piękny wieczór w CRS.
Zastal rozpoczął ten mecz tak jak początek sezonu. Po prostu fatalnie. Gdy Aleksandar Langović trafił drugi rzut wolny PGE Spójnia prowadziła już 12:0. Vladimir Jovanović nie wziął czasu, ale dokonał trzech zmian. Wszedł Harris, Woroniecki i Walter Hodge i włąśnie ten, który żegnał się z zielonogórską publicznością przerwał impas Zastalu. Znów dał sygnał tak jak swoim powrotem wniósł energię tak potrzebną drużynie by otrząsnąć się po serii ciosów stargardzian. I tak na koniec pierwszej kwarty Zastal łapał kontakt, a Spójnia prowadziła już tylko 21:18.
W drugiej kwarcie przed kibicami w CRS zadebiutował Artur Łabinowicz. Przywitał się skuteczną akcją w obronie blokując rzut za trzy Luthera Mohammada, a dwie minuty później sam trafił zza łuku niwelując stratę Zastalu do -2. W pogoni za Spójnią Zastalowcom brakowało zbiórki w obronie. Goście utrzymywali się na prowadzeniu by w połowie drugiej odsłony odskoczyć nawet na 9 punktów. Wyjściowa piątka gospodarzy w drugim podejściu niestety znów nie trybiła. Dodatkowo na boisko nie mógł wrócić Wesley Harris, który w pierwszej kwarcie doznał kontuzji. Dobre zawody rozgrywał za to Marcin Woroniecki. Był aktywny w obronie, wymuszał straty rywali, raz bardzo efektownie zaraz po wznowieniu rywali. Dołożył też ważną trójkę co pozwoliło zejść gospodarzom do szatni z pięciopunktową stratą 41:46.
Otwarcie trzeciej kwarty Zastal wygrał 10:4 i gdy za trzy trafił Sindarius Thornwell po pierwszy gospodarze wyszli na prowadzenie. Spójnia odpowiedziała na to serią 8:0 i znów trzeba było odrabiać. Na minutę przed końcem trzeciej odsłony Sin trafił czwarty raz zza łuku i ponownie dał swojej drużynie jeden punkt prowadzenia. W ostatniej akcji kwarty Hodge asystował po raz 10 w meczu, a punktował kapitan Zastalu Michał Kołodziej dzięki czemu przed decydującą częścią spotkania biało – zieloni wygrywali 64:63.
Długo i wielokrotnie po paraliżującym otwarciu meczu Zastal próbował zaskoczyć. Przez trzy kwarty szło to jak…zostawny to, bo w czwartej kwarcie maszyna w końcu wrzuciła właściwy bieg i weszła na właściwe obroty. Grę napędzał Walter Hodge. Zabrał nas wszystkich do kapsuły czasu i znów błyszczał jak dawniej. Reszta chłonęła te energię bo nikt z zespołu nie chciał zepsuć tego wieczoru. Kibice eksplodowali raz za razem gdy ich drużyna z każdym trafieniem powiększała przewagę, a gdy Michał Sitnik trafił dwie trójki z rzędu było już 89:76 i w hali CRS usłyszeliśmy najgłośniejsze Zastal od lat. I już nikt nie pamiętał, że Spójnia chciała się sprzeciwić królowi.
Orlen Zastal Zielona Góra – PGE Spójnia Stargard 91:78 (18:21, 23:25, 23:17, 27:15)
Orlen Zastal Zielona Góra – trener Vladimir Jovanović
Matczak 9, Saulys 3, Thornwell 20 – 4/8 za 3, Kołodziej 17, Murphy 6 – Harris, Hodge 17 – 12 as, Sitnik 9 2/2 za 3, Łabinowicz 7 2/2 za 3, Woroniecki 3, Pluta, Żmudzki
PGE Spójnia Stargard – trener Andrej Urlep
Yam 19, Muhammad 18, Martinez 4, Gordon, Langović 22 – Hensler, Kowalczyk 3, Cooper 5, Bryla, Borowski 5, Słupiński 2, Wojdak