Restauratorzy, właściciele barów i kawiarni liczą straty i protestują. Oczekują pomocy finansowej rządu. Przepisy tzw. Tarczy Antykryzysowej zobowiązały przedsiębiorców z branży gastronomicznej do utrzymania zatrudnienia. W obliczu dalszych ograniczeń i nakazów jest to jednak trudne.
– Nie jesteśmy w stanie zarobkować i zapewnić naszym pracownikom tego, do czego się zobowiązaliśmy – przyznaje restaurator Marcin Polakiewicz.
Nasze biznesy gastronomiczne, restauracyjne to nie są wielkie korporacje. Większość to małe firmy rodzinne, które powstały w pocie czoła, z wyrzeczeń – nie tylko naszych, ale również naszych pracowników. Zakładamy nawet taką sytuację, że jeżeli będziemy musieli zamknąć restauracje, będziemy chcieli wrócić do gry, przetrwać zimę. Dlatego liczymy na posunięcia rządowe, które z jednej strony wprowadzają obostrzenia (może i nas zamkną), z drugiej strony zapewnią nam możliwość przetrwania. Nam chodzi o to, abyśmy mieli pieniądze, żeby zapłacić naszym pracownikom, zapłacić czynsze, leasingi, ZUS-y.
Jutro, właśnie w dniu protestu gastronomii, wchodzą w życie nowe obostrzenia. Restauracje, bary i kawiarnie będą mogły przygotowywać jedynie dania na wynos. Marcin Polakiewicz uważa jednak, że najpoważniejszym ograniczeniem jest mniejszy ruch w lokalach.
Widzimy parkingi, widzimy ulice – są opustoszałe. Więc dzisiaj często jest tak, że nasza działalność jest niezyskowna. Po prostu prowadzimy ją po to, żeby utrzymać pracowników i przetrwać wizerunkowo, natomiast nie jest to opłacalne.
Gastro Protest odbędzie się jutro w południe przy ratuszu.