Był projekt radnego, następnie inicjatywa mieszkańców pod egidą SLD. Uchwała o miejskim programie dofinansowania do procedury in vitro ostatecznie znalazła się na liście spraw do omówienia. Na sesji radni zdjęli ją jednak z porządku obrad.
Wzburzenia nie krył działacz SLD, Radosław Brodzik. Przypomniał, że Sojusz zebrał 1200 podpisów zielonogórzan pod projektem uchwały o in vitro.
Mógłbym to skomentować w słowach niecenzuralnych, ale pewnie musiałbym zapłacić za to jakąś karę. Po prostu radni, poza Tomkiem Nesterowiczem, zlekceważyli 1200 podpisów i program prozdrowotny dla mieszkańców Zielonej Góry. Uprawiają tutaj w ratuszu politykę, nazywają się bezpartyjni, mówią o tym, że PO tak bardzo chce wspierać in vitro. Liczyliśmy na ludzkie podejście do problemu. Jest wygodnictwo, uciekanie od odpowiedzialności. Więcej nie będę komentował.Radosław Brodzik
Podobnie o sprawie mówi jedyny radny klubu SLD w radzie miasta – Tomasz Nesterowicz.
Mamy tutaj rozdwojenie jaźni. Tak naprawdę ten wniosek przepadł głosami dużej części radnych Platformy Obywatelskiej i klubu Zielonych (Zielona Razem – przyp. red.). A jak na placu przed ratuszem były organizowane protesty kobiet (i jednym z postulatów była właśnie kwestia dostępności do leczenia metodą in vitro), byli obecni radni tych dwóch klubów. W tej całej sytuacji najuczciwiej wychodzi PiS, który przynajmniej robi dokładnie to, co deklaruje. Ale to, że Platforma Obywatelska
potrafi takie projekty wprowadzać (tu chylę czoła przed panią marszałek), a z drugiej strony robi takie rzeczy – trudno skomentować.
Tomasz Nesterowicz
PO broni się przed zarzutami. Marcin Pabierowski tłumaczy, że ugrupowanie popiera metodę zapłodnienia pozaustrojowego. Poglądy członków klubu są natomiast różne i nie można ich utożsamiać ze stanowiskiem całego PO. Pabierowski głosował za tym, by projekt pozostał w porządku obrad. Oprócz niego z PO zrobił to jeszcze Mirosław Bukiewicz.
Andrzej Brachmański z klubu Zielona Razem uważa natomiast, że decyzję o programie in vitro powinna podjąć rada kolejnej kadencji.
Tym bardziej, że – powiedzmy sobie szczerze – te projekty są niedopracowane, nieskonsultowane. Projekt Tomka Nesterowicza jest projektem przepisanym z Częstochowy. Tylko, że w Częstochowie robią in vitro, a u nas nie. Więc wiele rzeczy trzeba zmienić. Ja w tej sprawie sporo rozmawiałem z lekarzami. Oni mówią: tak, ten program trzeba napisać, ale trzeba go zrobić z głową. Co bardziej smutne (bo jestem zwolennikiem in vitro), myśmy policzyli głosy. Za projektem w tej radzie zagłosowałoby 5, może 6 osób. Czyli inaczej mówiąc, ten projekt by upadł. Andrzej Brachmański
Projekt dofinansowania do procedury in vitro zakładał, że miasto przeznaczy 280 tysięcy złotych na pomoc niepłodnym parom. Mogłoby z niej skorzystać ok. 60 par.