Kiedy powstawał był szczytem techniki i wzbudzał zachwyt. Na dodatek został wyróżniony w konkursie Ministra Budownictwa i Przemysłu Materiałów Budowlanych. Dzisiaj nie zachwyca i coraz częściej z tęsknotą patrzymy na ten, który był jego poprzednikiem. Zielonogórski dworzec, to o nim będzie ten odcinek.
Zielona Góra stając się miastem wojewódzkim zaczęła się prężnie rozwijać. Rozbudowywano ją wszerz i wzdłuż. Powstawały nowe osiedla, drogi, budynki użyteczności publicznej. Najważniejsze miasto województwa musiało wyglądać dostojnie. Pierwszą wizytówką Zielonej Góry po podróży kolejowej był dworzec. Stary przedwojenny i NIEMIECKI nie podobał się ówczesnym władzom. Był „niereprezentacyjny i zbyt mały na potrzeby miasta”.
W połowie lat 60. XX wieku postanowiono ten stan rzeczy zmienić. Pierwotnie jak pisała „Gazeta Zielonogórska” miała być to tylko przebudowa, która… zakończyła się rozbiórką starego dworca. W jego miejscu miała powstać prawdziwa perła architektury i wielkomiejskości.
Prace projektowe zlecono Zygmuntowi Kłapockiemu, który był odpowiedzialny za przygotowanie bardzo szczegółowych planów budowlanych. Budowa miał się zająć Oddział 10 Przedsiębiorstwa Robót Kolejowych z Poznania. Nowy dworzec miał mieć przepustowość pasażerską „3,7 mln pasażerów rocznie i 1400 osób na godzinę podczas szczytowego nasilenia ruchu”. Miał on składać się z budynku pasażerskiego, wewnątrz którego miały znaleźć się kioski „Ruchu”, biura „Polresu” (placówki rezerwacji miejsc), kasy biletowe, bębenkowe rozkłady jazdy, poczekalnie, przechowalnie, restauracja, kawiarnia, świetlica dla podróżnych i toalety. Na piętrze miały być pokoje administracyjne dla pracowników kolei z „salką pouczeń” oraz zaplecza baru i kawiarni. Pełne przeszklenie oraz oświetlenie budynku miało być „nowoczesnym spojrzeniem w przyszłość”, a obiekt miał być widoczny dla podróżnych idących od strony miasta. Nowy dworzec miał być pokryty fałdowanym dachem, który miał rozwiązywać problem tzw. „piątej elewacji”. Na dodatek w dachu ukryto nagłośnienie i oświetlenie, które miało stanowić „plastyczne rozwiązanie wnętrza”.
We wnętrzach miał panować jak na ówczesne czasu powiew luksusu. Na ścianach planowano zastosować wykładziny ścienne w postaci „marmurowych płyt polerowanych na trawertyn, boazerie drewniane wykonane z jesionu i mahoniu w kolorze naturalnym (salon fryzjerski, kasy biletowe) bufet baru […] wyłożono płytami „Unilam”. Posadzka dworca wykonana miała być z mozaikowanych płyt marmurowych „Sławniowice”, a schody z granitu. Nie obyło się bez lastriko. Jedynym elementem dekoracyjnym dworca miał być… fresk z płaskorzeźbą.
Budowa miała być szybka i bezproblemowa. Jak się okazało trwała aż cztery lata. Z materiałów prasowych niewiele można uzyskać informacji, gdyż są one lakoniczne i czasami wprowadzają w błąd. W jednym tekście widnieje informacja, że otwarcie nastąpi w Dniu Kolejarza (pierwsza niedziela września), zaś w innym, że w październiku. Za to w październikowych materiałach brak jest jakiejkolwiek informacji o dworcu. Tak więc otwarcie dworca się przeciągało, aż… zbliżało się najważniejsze święto PRL – 1 Maja. Idealna data. Tuż przed tym świętem 30 kwietnia 1970 roku otwarto nowy zielonogórski dworzec! Na otwarciu były elity Zielonej Góry na czele z Janem Lembasem – przewodniczącym PWRN.
Dzisiaj dworzec główny PKP wygląda zupełnie inaczej niż wtenczas jak oddawano go do użytku ze względu na fakt, że w latach 2004-2012 był modernizowany w trzech etapach. Wówczas zamontowano nowe oświetlenie, automatyczne drzwi wejściowe oraz umieszczono napis „Dworzec Kolejowy”.
Źródła:
-opracowania własne;
-Miesięcznik Stowarzyszenia Architektów Polskich SARP, Rocznik XXV, 1972;
-artykuły archiwalne „Gazety Zielonogórskiej”, „Gazety Lubuskiej”;
-www. rynek – kolejowy . pl
-zbiory B. Bugla, R. Hellmanna, Archiwum Państwowego w Zielonej Górze.
Tekst:
dr Grzegorz Biszczanik – historyk, filokartysta, znawca dziejów Zielonej Góry