Izba Administracji Skarbowej w ubiegłym tygodniu znów podzieliła województwo na pół. O kolejnym odcinku wojenki zielonogórsko-gorzowskiej mówiła w audycji Prezydent na 96 FM Wioleta Haręźlak.
Zdaniem wiceprezydent miasta, to kolejna nauczka, żeby być czujnym i respektować zawarte przed laty ustalenia i umowy.
– Mówi się powszechnie, że nic nie jest na zawsze, natomiast na zawsze są umowy, które zostały podpisane i przyjęte. Jeśli one miałyby ulec zmianie, to powinniśmy z powrotem usiąść w Paradyżu i zastanowić się nad tym, czy zmienić te umowy. Jeśli zmienić to na ile i czy mamy na to zgodę. Dopóki umowy nie są zmienione, to, co jest podpisane obowiązuje i jest święte.
Przy okazji kolejnego sporu jak bumerang powraca pytanie, czy dwustołeczne województwa mają rację bytu. Wiceprezydent wskazała, że podobne relacje łączą Bydgoszcz z Toruniem, a przyczyn takich relacji upatruje w kompleksach, które tego typu incydenty jeszcze bardziej wzmacniają.
– Myśląc o Zielonej Górze nie mam kompleksów, że nie jestem Warszawą, czy Poznaniem. To nie rodzi we mnie kompleksów. Ja jednak myślę, że większość tych posunięć wynika z kompleksów. Gdyby Gorzów uznał, że będzie Gorzowem ze swoją specyfiką, nie będzie Zieloną Górą, tak jak Zielona Góra nie będzie Gorzowem. Każdy dba o swoją tożsamość i szuka swojej odrębności, ale nie na zasadzie ciągłej rywalizacji.
Wioleta Haręźlak „derby” dostrzega też w oświacie. Wyniki z Poznania, Szczecina, czy Wrocławia nie są tak istotne, jak to, czy pokonało się Gorzów i odwrotnie. Zainteresowanie można było też dostrzec w przypadku reformy oświaty.
– Gorzów dzwonił do nas i pytał jak, daleko jesteśmy. Oni nie dzwonili do Szczecina, Poznania, czy Wrocławia tylko do nas, czy czasem ich nie wyprzedzimy. Nie ma rozmowy, czy może się czymś podzielić, może sobie nawzajem pomóc. Choć bardziej skłonni do tej pomocy jesteśmy my.