POLSKA I ŚWIAT:ZIELONA GÓRA:

Studencki felieton: Tyle lat nauki żeby i tak być bezrobotnym

Rodzice zawsze straszyli mnie rynkiem pracy. W sumie zaczęło się to już w liceum. Powtarzali: „Jak będziesz dorosła, to zobaczysz, jak ciężko jest dostać pracę”. Szczerze mówiąc – wtedy im nie wierzyłam. Zwłaszcza, że bez większego wysiłku znalazłam dorywczą pracę pomiędzy liceum a studiami.

Na pierwszym roku studiów też nie miałam z tym problemu. Pracowałam, uczyłam się, a wszystko jakoś się kręciło. Nie miałam pojęcia, jak bardzo sytuacja może się zmienić – dosłownie o 180 stopni. Po zakończeniu roku akademickiego postanowiłam zrezygnować z pracy, żeby wykorzystać trzy miesiące wakacji na podróżowanie. Miałam odłożone pieniądze, więc pozwoliłam sobie na ten „luksus”. Nie przejmowałam się tym, co będzie po powrocie. W głowie miałam spokój: „Przecież zawsze znajdzie się jakaś dorywcza praca. Zawsze się udawało, to i teraz się coś znajdzie”. Ach, jak bardzo się wtedy myliłam…Po powrocie z podróży, wypoczęta i pełna nowych wspomnień, zaczęłam przeglądać oferty pracy. W ogłoszeniach standard: „Mile widziany status studenta”, „elastyczny grafik”, „nie wymagamy doświadczenia”.

Wysłałam kilka CV, usiadłam z kubkiem kawy i czekałam. Do rozpoczęcia semestru został tydzień. Nikt się nie odezwał. Z lekkim niepokojem znowu weszłam na portale z ogłoszeniami. Kolejna porcja CV, oby tym razem się udało? I wreszcie, telefon! Rozmowa trwała jednak bardzo krótko. Gdy tylko powiedziałam, że studiuję dziennie, po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza, a po chwili usłyszałam tylko grzeczne „Dziękuje za rozmowę”  i dźwięk zakończonego połączenia. Byłam zdezorientowana. Przecież pisali, że szukają studentów. Więc chcą ich zatrudniać, czy nie? Semestr się rozpoczął, a ja nadal byłam bez pracy. Zniechęcona i jednocześnie zdesperowana, wysyłałam coraz więcej aplikacji. Tym razem już nie kilka, a kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt. Prawie nikt nie odpowiedział. Dwie rozmowy zakończyły się dobrze znanym: „Odezwiemy się do pani”. Oczywiście nie odezwali się.

Załamana podzieliłam się swoim rozczarowaniem ze znajomymi. Pocieszające było tylko to, że… nie byłam w tym sama. Wszyscy mieli dokładnie ten sam problem. Niektórzy próbowali już szukać pracy w zawodzie z równie marnym skutkiem. Inni chcieli po prostu popracować w fastfoodzie, ale tam czekała ich kilkuetapowa rekrutacja zakończona brakiem zatrudnienia .Po jednej z takich rozmów ze znajomymi przypomniałam sobie słowa rodziców. I nagle dotarło do mnie, że oni chyba naprawdę wiedzieli, co mówią. Tylko że ja wtedy nie rozumiałam, że rynek pracy, który pamiętają, nie był wcale takim odległym wspomnieniem.

Zaczęłam się zastanawiać: w którym momencie świat pracy znowu zaczął przypominać ten sprzed dekad pełen frustracji, niepewności i niekończącego się czekania? To istny paradoks, że mówi się: „młodzi mają teraz wszystko”. Starsi powiedzieliby pewnie, że „macie o wiele łatwiej niż my kiedyś”. Tylko że to okropnie złudne wrażenie, bo właśnie przez ten cały szereg możliwości coraz trudniej jest nam się odnaleźć na obecnym rynku pracy. A nasze dotychczasowe osiągnięcia dla pracodawców to zbyt wiele lub zbyt mało.

Anastazja Urban

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00