Największą wadą tego filmu jest brak proporcji. Jest za długi, twórcy „przedobrzyli” jeśli chodzi o ogrom nieszczęść, jaki może przytrafić naszym bohaterom, a John Cusack jest zdecydowanie zbyt niezniszczalny. W przypadku takich filmów strawiamy wszelkie ilości patosu i ludzkiego – przepraszam – amerykańskiego bohaterstwa, choć nawet jak na film katastroficzny „2012” zawiera nadmiar takich scen.
Mimo wszystko widz, choć lekko wymęczony, nie nudzi się. Koniec świata na dużym ekranie wygląda naprawdę imponująco – twórcy postarali się o zapierające dech w piersiach widoki. Inną sprawą jest to, czy gdziekolwiek poza kinem ten film będzie się tak dobrze prezentował? Obawiam się, że nie.
Warto wybrać się na „2012”, przede wszystkim, by zobaczyć – dziwnie to brzmi – jak ładnie prezentuje się walący się świat. Aktorstwo, choć nie stoi na najwyższym poziomie, nie irytuje, wszystko w tym filmie poza jego walorami plastycznymi jest dosyć średnie i znośne. Ale w końcu o to chodzi, prawda?
Autor: Michał Stachura