Z doświadczenia wiem, żeby nieufnie podchodzić do takich tworów, gdyż jeśli te same osoby biorą się za wykonywanie dosyć różniących się od siebie gatunków muzycznych, efekt nie zawsze zadowala. Mamy tu wszak black czy death metal z jednej strony i stoner rock inspirowany mocno twórczością The Cult czy niekiedy nawet Danzig z drugiej. W związku z tym może zachodzić podejrzenie, że którąś z tych stylistyk nasi delikwenci obrali sobie ze względu na panującą modę albo z innych tego typu powodów. Fakt faktem, że jednak taki norweski Chrome Division (tworzący muzę jadącą Motorheadem na kilometr), który jest dowodzony przez wokalistę Dimmu Borgir Shagratha i do którego zresztą niekiedy Black River jest porównywane na pierwszej swojej płycie brzmiał bardzo dobrze. Druga jednak była już wielką pomyłką.
„Black’n’Roll” jest również drugim krążkiem w dyskografii Black River, więc można by rzec, że jest to swoisty test na lojalność. Trzeba stwierdzić, że panowie wyszli z niego obronną ręką, ponieważ album ten jest dużo lepszy od ich debiutu. Nie znaczy to jednak, że jest to płyta dobra. Owszem, możemy tu znaleźć bardzo przebojowe i wpadające w ucho kawałki, jak „Isabel” czy „Loaded Weapon”. Są to najjaśniejsze punkty całego krążka i wielka szkoda, że reszta numerów tak drastycznie odstaje poziomem od wyżej wymienionych. „Black’n’Roll” jest wypełniony drętwymi próbami uchwycenia rock’n’rollowego ducha. Co z tego, że utwory są poprawne, mają przepisowe zwrotki, teoretycznie chwytliwe refreny, skoro od całości wieje nudą. Przy płytach utrzymanych w stylistyce uprawianej przez Black River nóżka sama powinna podrygiwać, a tu ewentualnie lekko drgnie przy okazji przypadkowego skurczu mięśnia. Chociaż jednak przesadziłem. Przy okazji balladopodobnego numeru „Morphine” czy też numeru tytułowego, który jest perfidną zżyną z Volbeat, nasze ciała wiją się w spazmach bólu i zniesmaczenia. Ja doskonale rozumiem, że człowiek potrzebuje się od czasu do czasu odchamić. W wypadku muzyków może się to przejawiać chęcią pogrania sobie nieco innych dźwięków niż na co dzień. Tylko po co reszta ludzkości ma tego słuchać?
Autor: Michał Cierniak