Singel "Trzy sny o tym samym" był jeszcze dość zachowawczy, reprezentował rzeczy, które mieszczą się w części wspólnej zbiorów Snowman i Myslovitz. Na płycie długogrającej nadchodzi czas próby. Zaskoczeniem jest już to, że "1.557" to nie zachowawczy album złożony z odrzutów z poprzednich sesji z podłożonym nowym wokalem. Słychać zmianę kierunku i za to należy się panom ukłon. Myslovitz robi użytek z – nie kryjmy tego – większych możliwości głosowych Kowalonka. Rojek był utalentowanym kompozytorem, tekściarzem i charakterystycznym wokalistą, ale siłą głosu nigdy nie zabijał, co potęgowała charakterystyczna maniera śpiewu. Nowy członek zespołu nie boi się zaśpiewać niżej (rozbujane "Koniec lata"), tu i tam zakrzyknie, jest charakterystyczny, ale nie zmanierowany. Dodatkowo jego barwa idealnie wpasowała się w brzmienie grupy, stąd nowy krążek ma w sobie elementy starego Myslovitz (refren "Jaki to był kolor/GFY") i nowego kierunku.
Największą bolączką "1.557" jest poziom kompozycji. Brzmienie potrafi nawet zachwycać, wykonawczo jest równie świetnie, ale ta płyta sprawia wrażenie nagranej trochę na szybko. Zrozumiałe, że grupa chciała udowodnić, że istnieje życie po Rojku, ale chyba zbytnio się pospieszyła. Słychać, że nie brak im pomysłów na urozmaicenie własnego brzmienia, jak i inwencji twórczej. Parę utworów sprawia wrażenie, jakby nie poświęcono im należytej ilości czasu.
Tak na pewno nie działają "Trzy sny o tym samym". Instrumentalnie – Myslovitz w swoim lekko smętnym stylu. Cały numer zdaje się eksponować możliwości nowego wokalisty i jest to zrozumiałe. Nigdzie się nie spieszy, ale też nie nuży, słychać pewne skupienie, ale i luz, lekko rozbujana kompozycja potrafi zaczarować i nisko zaśpiewany, niemal zamruczany refren nie chce opuścić czaszki, gdy pod nią sie dostanie. Niestety, tylko parę innych piosenek jest tak kompletnych. Otwierające całość "Telefon", następujące po sobie "Wszystkie ważne zawsze rzeczy", wspomniane "Jaki to kolor/GFY". To bardzo dziwny rodzaj rozczarowania – takie "Prędzej później dalej" nie jest przecież złym utworem. Po prostu mogło być rzeczą jeszcze lepszą.
To ostatnie zdanie pasuje zresztą do całej "1.557". Pionierzy polskiego grania z britpopowym rodowodem (wiem, dawno, dawno temu) nową płytą nie zawodzą, ale też nie wznoszą się na szczyt swych niemałych umiejętności. Nie brakuje temu krążkowi odwagi, by wyjść poza ramy Myslovitz. Nienaganna produkcja i ciekawe brzmieniowe poszukiwania (naprawdę dobre "Być jak John Wayne") potrafią zrobić wrażenie, cały czas jednak nie dorównują oczekiwaniom. Posłuchać warto, ale trochę szkoda.
Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. Czytaj dalejAKCEPTUJĘ
Privacy & Cookies Policy
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.