Najprostsza odpowiedź jest taka, że ma czekać. Dlaczego jednak jesteśmy gorsi od czołówki europejskiej? Dlaczego Niemcy mogą grać do połowy grudnia, a z końcem stycznia znów biegają po murawie?
Przecież to nasz sąsiad, klimat praktycznie taki sam, jest tylko jedna różnica. Różnica, która decyduje o wszystkim. Tak, tak, to stadiony. Z jednej strony nowiutkie obiekty z Allianz Arena na czele kontra nasza miernota. „Dobre, bo polskie” dawno wyszło w tym przypadku z użycia.
Za cenę biletu u nas kupujemy metry wiatru, litry deszczu kapiącego na głowę i brudne siedzenie. Tylko po co nam siedzenie, jak i tak często trzeba wstać, bo wszystko zasłania wysoki do nieba płot. Z czym do ludzi, z czym do Europy? Ano, z Euro za trzy i pół roku.
Jak mamy doganiać czołówkę, skoro prawie dogoniła nas Afryka?
U nas, w Polsce, akcja „budujemy stadion” ma wymiar krajowy. Wystarczy projekt, a już szczycimy się, jakie to cudo będzie za chwilę stało w miejscu ogródków działkowych. Ogródki niestety stoją do dziś, a działkowcy zebrali jesienne plony i już szykują się do sezonu letniego. Gdzie w tym wszystkim miejsce na normalność?
W planach są stadiony, które, nie oszukujmy się, w Europie są w każdej większej wiosce. Tam nikt nie mówi głośno, że w małym Hoffenheim w Niemczech buduje się obiekt na ponad trzydzieści tysięcy widzów. Dlaczego? Bo na zachodzie to norma, u nas jest to prawdziwy cud. Nie zdążymy nic postawić, a już księża wyciągają kropidła. No bo przecież cud nie przyjdzie sam.
Na cud liczą również wszystkie osoby związane z zielonogórskim środowiskiem piłkarskim. Brak pieniędzy to w Lechii nie nowość. Może dlatego nic się z tym nie robi? Miasto woli opłacać sportowców, którzy z Zieloną Górą mają tyle wspólnego, co Sahara ze śniegiem.
Żużel to zaciąg obcokrajowców, którzy biorą co im się należy i jadą dalej
Spójrzmy:Gdyby zabrakło pieniędzy, to ilu z nich pozostałoby w klubie? Pewnie nikt, bo gwiazdy nie będą pracowały „charytatywnie”. Z koszykówką było inaczej. Do czasu.
Zrezygnowano z budowania zespołu w oparciu o wychowanków i wynik mówi sam za siebie. W Lechii o obliczu zespołu decydują chłopcy, którzy „siedzą” w zielonogórskim środowisku od lat. Zazwyczaj od szkoły gimnazjalnej. Gdyby im nie zależało to dawno by się spakowali i wyjechali, bo przecież grają za darmo, za przysłowiową paczkę chipsów.
Mimo że runda się zakończyła i trwa „sezon ogórkowy”, oni nadal trenują żywiąc się obietnicami, w które wierzy już chyba tylko prezes Wontor. Dla niego to jednak chleb powszedni, bo dobry polityk ma z obietnicami wiele wspólnego.
Autor: Kamil Kolański