Igrzyska dobiegły końca. Chińczycy dopięli swego – trzeba przyznać, że były to Igrzyska niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. Jednak nie zawsze na sportowo. Azjaci, oprócz rywalizacji na sportowych arenach zafundowali nam kilka skandali, które zaczęły się od otwarcia Olimpiady (komputerowe fajerwerki i podrobiona dziewczynka…a raczej jej głos) i trwały przez cały turniej. Do dziś wielu zachodzi w głowę jak nikomu nieznana Chinka mogła tak fenomenalnie poprawić rekord w pływaniu na 200 m delfinem a akrobatki postarzały się w mig o 2 – 3 lata. Jednak ponieważ to sportowcy są głównymi bohaterami Igrzysk lepiej skupić się na tym, co oni niesamowitego zrobili na tym turnieju.
W pierwszym tygodniu Olimpiady oczy całego świata zwrócone były na „Wodną Kostkę” gdzie Michael Phelps walczył o poprawę rekordu swojego rodaka Marka Spitza – Amerykanin przyjechał do Pekinu z mocnym postanowieniem zdobycia ośmiu medali (czyli jednego więcej niż Spitz). Cudowne dziecko amerykańskiego basenu naśladujące ruchy delfina, z wydolnością serca i pojemnością płuc dwa razy większą niż u zwykłego śmiertelnika osiągnął swój cel. Trzeba przyznać, że w tym wszystkim miał jednak dużo szczęścia (wyścig na 100 m stylem motylkowym wygrał zaledwie o 0,01 s!) i oczywiście dobrych kolegów – płynął w dwóch sztafetach. Na dokładkę dorzucił jeszcze siedem rekordów świata. Bez wątpienia Phelps był jedną z najjaśniejszych gwiazd tegorocznych Igrzysk – dla wielu tą największą bowiem zdecydowanie (czemu akurat trudno się dziwić) wygrał klasyfikację multimedalistów Igrzysk Olimpijskich w Pekinie.
Jednym z zawodników, którzy mogą rywalizować z Phelpsem o miano najlepszego na tegorocznej Olimpiadzie jest Usain Bolt. Jamajczyk złamał magiczną granicę 9.7 s w biegu na 100 m – od tego roku rekord wynosi 9.69 s. Styl, w jakim tego dokonał jest niesamowity: szybko odstawił rywali, a ostatnie metry przed metą w jego wykonaniu to nie szaleńczy wyścig z czasem tylko świętowanie zwycięstwa i prawie trucht. Do złotego medalu w sprincie Bolt dołożył jeszcze dwa z tego samego kruszcu – jeden za bieg na 200 m i jeden za sztafetę 4x100m.
Oprócz Bolta 3 złote medale z Pekinu wywiozą brytyjski kolarz torowy Chris Hoy, który zwyciężył w sprincie indywidualnym, drużynowym i keirinie , Australijka Stephanie Rice, która w „Wodnej Kostce” pokonała rywalki na dystansie 200 i 400 metrów stylem zmiennym oraz zwyciężyła z koleżankami w sztafecie 4 x 200 m. Również 3 złote krążki zapisał na swoim koncie chiński gimnastyk Zou Kai, zwycięzca ćwiczeń na drążku, ćwiczeń wolnych i, razem z kolegami z drużyny, wieloboju.
Polscy sportowcy w Pekinie zdobyli razem 3 złote medale. Dwa razy większy był dorobek srebrnych, a brązowy był jeden krążek (bo w wielu przypadkach zabrakło do niego zaledwie ułamków sekund). Nie ma jednak co rozpaczać, bo mogło być o wiele gorzej – w końcu mieliśmy wielu finalistów. Mimo wszystko zakończyliśmy te Igrzyska na 20. miejscu w klasyfikacji medalowej. Na tych Igrzyskach i tak byli więksi przegrani niż my. Jeremy Wariner przegrał na swoim koronnym dystansie 400 metrów. Również Blanka Vlasic skończyła konkurs skoku wzwyż „zaledwie” na 2 miejscu. Faworyzowani brazylijscy siatkarze polegli w finale z Amerykanami a ich rodacy od piłki kopanej stanęli „tylko” na najniższym stopniu podium. Sztafety amerykańskie i jamajskie gubiły pałeczki.
Na koniec coś z innej beczki – nic nie przebije tego, co działo się w trakcie rozgrywania jednej z konkurencji pięcioboju nowoczesnego – jeździectwa. Już w Atenach można było zauważyć, że coś jest nie tak. Wtedy, gdy Marcin Horbacz wylosował słynną już na cały świat klacz Alexis II i bała się skakać przez przeszkody, wszyscy zastanawiali się jak można wystawić takiego konia do zawodów. Minęły cztery lata i sytuacja „koń człowiekowi wilkiem” znowu się powtórzyła – wierzchowiec Gege zatrzymał się już przed pierwszą przeszkodą a po chwili pojechał w róg parkuru. To był koniec występu konia, który powędrował zaraz do stajni, ale także zawodnika, który go dosiadał. Czech David Svoboda wylosował konia o groźnie brzmiącym imieniu Hunhun, jednak za jego sprawą spadł z drugiego miejsca, i stracił szansę na medal. Był także Bubu, wierzchowiec o niewinnym dla odmiany imieniu zawzięcie zrzucał zawodników ze swojego grzbietu. Koń by się uśmiał prawda? Czy podobnie będzie w 2012 roku w Londynie?
Autor: Weronika Górnicka