Popierają go m.in. klany Janowiczów i Radwańskich. Jego idolem jest Zbigniew Boniek, który kilka lat temu zaczął uzdrawiać Polski Związek Piłki Nożnej po prezesurze Grzegorza Laty. On to samo chce zrobić w Polskim Związku Tenisowym, który jest w opłakanym stanie. – Pieniądze są rozrzucane na lewo, na prawo. Najczęściej trafiają do córek i synów członków zarządu – mówi Mirosław Skrzypczyński, kandydat na prezesa PZT.
Skrzypczyński to zielonogórski przedsiębiorca, trener i organizator turniejów tenisowych. Upowszechnienie tenisa, przekształcenie związku w instytucję, która pomaga, a nie szkodzi oraz powrót męskiej i żeńskiej reprezentacji na wyżyny – to hasła, jakie niesie na sztandarach.
– Jestem przeciwnikiem myślenia, że tenis to sport elitarny. Moim głównym postulatem jest upowszechnienie tej dyscypliny w takim stopniu, żeby była dostępna dla wszystkich. Niezależnie od tego, czy to jest dziecko sprzątaczki, inżyniera, czy dziennikarza. Nie ma to znaczenia. Jeśli ma talent, chce uprawiać tenis, to nie powinno być bariery finansowej. Ma być też dostępność kortów finansowych.
Skrzypczyński jako przykład wskazuje Zieloną Górę, w której otwarta pod koniec 2015 r. hala tenisowa jest dostępna od rana do wieczora.
– W innych regionach płaci się horrendalne kwoty. Lekcja tenisa kosztuje 200 zł, kort 100 zł, więc ludzi na to nie stać. Model zielonogórski chcemy ulepszać i przenieść na całą Polskę.
Od 10 miesięcy jest w zarządzie PZT. Jak sam mówi, chciał się przyjrzeć funkcjonowaniu struktur związku. To, co tam zastał przerosło jego oczekiwania.
– Skala nieprawidłowości, która ogarnęła związek jest przeogromna. Niestety to z małymi wyjątkami trwało prawie 30 lat. Ci sami ludzie, którzy zawiadują polskim tenisem mieli 4-5 lat świetnego okresu, kiedy zaangażował się w tenis pan Krauze. Wówczas były ogromne pieniądze, które zostały w miarę dobrze spożytkowane. Stąd tacy zawodnicy jak Agnieszka Radwańska, Jerzy Janowicz, czy Marcin Matkowski. Pieniądze są rozrzucane na lewo, na prawo. Najczęściej trafiają do córek i synów członków zarządu. Programy są konstruowane w bardzo dziwny sposób. Często ci najzdolniejsi zawodnicy przepadają. Druga sprawa to olbrzymie nieprawidłowości finansowe.
Kandydat na prezesa inspirowany przez m.in. rodziny najlepszych polskich tenisistów zarzuca obecnej władzy niegospodarność i działalność w zupełnym oderwaniu od współczesnych realiów biznesu i marketingu. Jako przykład podaje fakt, że idąc na spotkanie z potencjalnymi sponsorami PZT nie dysponuje nawet własnymi gadżetami.
– Panowie zarządzający tym sportem nie mają zielonego pojęcia o biznesie. Działają na takiej zasadzie, że zarabiają 3 tys., a wydają 10 tys. Nie ma tu żadnego rachunku. Nie wspomnę już o wizerunku. Tam jest taka skala nieprawidłowości, że panowie muszą zwracać pieniądze z ministerialnej dotacji, bo nie potrafią jej rozliczyć. Tam nikt nie ma pojęcia o jakimkolwiek zarządzania. Nie robi się biznesplanu. On jest robiony na końcu, jak już rachunki przyjdą.
Do tego Skrzypczyński dokłada zarzuty o faworyzowanie dzieci prominentnych działaczy i wspierania ich karier.
– Jak córka jednego z działaczy grała w kategorii do lat 14, to wszystkie pieniądze były przesuwane do tej kategorii. Jak dzisiaj jest w kategorii juniora, to wszystko jest przesunięte do juniora – drwi Skrzypczyński.
Jeszcze niedawno cieszyliśmy się, że męska i kobieca reprezentacja Polski rywalizuje w tenisowej elicie. To przecież w Zielonej Górze odbył się historyczny mecz Pucharu Federacji ze Szwajcarią, a udział w nim wzięła legendarna Martina Hingis. Wcześniej jeszcze panowie z Jerzym Janowiczem w składzie pokonywali w hali CRS reprezentację RPA. Rok temu Polacy grali jeszcze w elicie Pucharu Davisa. Dziś nie ma ani elity, ani najlepszych polskich tenisistów w obydwu reprezentacjach.
– Codziennie dostaję telefony i maile od ludzi z hasłami, „musisz!”. Mam wsparcie przyjaciół. My już tworzymy programy. Pracujemy na zasadzie gabinetu cieni. Z nikim z tamtych panów nie chcemy się układać. Ci ludzie nie nadają się do niczego. W tej chwili pracujemy nad wszystkim, żeby dzień po wygranych wyborach mieć już przygotowane programy. Związek będzie musiał ulec restrukturyzacji.
Wybory zaplanowano na 20 maja. Skrzypczyński zdaje sobie sprawę, że do wysprzątania będzie prawdziwa Stajnia Augiasza. Kandydat na prezesa jest zdania, że będzie miał trudniejsze zadanie do wykonania niż Boniek po prezesurze Laty.
– PZT nie ma od roku aktualnego KRS-u. Nie ma aktualnego statutu. To obrazuje, co się tam dzieje. Związek nie może otrzymać dotacji, gdyż nie posiada aktualnych dokumentów – kończy Skrzypczyński.
Cała rozmowa z M. Skrzypczyńskim do wysłuchania poniżej.